Krakowscy śledczy zwrócą się w środę do Szwedów o pomoc prawną w śledztwie dotyczącym kradzieży napisu "Arbeit macht frei". Prokuratura potwierdziła informacje reportera RMF FM Romana Osicy. Według jego ustaleń, prokuratorzy wyłączą również ze śledztwa wątek niedopełnienia obowiązków przez ochronę muzeum Auschwitz-Birkenau.
Polscy prokuratorzy mają dane osoby, która zleciła kradzież napisu znad bramy obozu i chcą za nią wysłać Europejski Nakaz Aresztowania. Wcześniej jednak muszą w sposób procesowy, czyli - krótko mówiąc - na papierze, mieć potwierdzone dane poszukiwanej osoby. I tego właśnie - według ustaleń naszego dziennikarza - dotyczy prośba o pomoc prawną, kierowana do Szwedów. Ten wniosek jest obecnie opracowywany - powiedziała reporterowi RMF FM prokurator Bogusława Marcinkowska:
Potwierdzeniem tego, że zlecenie kradzieży przyszło spoza Polski - według ustaleń naszych reporterów śledczych - mają być billingi telefoniczne aresztowanego w ubiegłym tygodniu Marcina A. To właśnie on - organizator całej akcji - przed kradzieżą i tuż po niej kontaktował się z mężczyzną, mieszkającym na terenie Szwecji.
Według nieoficjalnych doniesień Polskiej Agencji Prasowej, zamawiający kradzież tablicy cudzoziemiec był wcześniej w muzeum na rekonesansie z co najmniej jednym z podejrzanych o udział w przestępstwie. Miał wtedy wskazać obiekt kradzieży.
Zaznaczmy, że w Polsce cały czas trwa śledztwo. Z bramy obozu - jak informuje Roman Osica - zdjęto ślady daktyloskopijne, które zbada teraz Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa. Dodatkowo do końca roku prokuratorzy wyłączą ze śledztwa wątek ochrony muzeum, która zdaniem śledczych nie dopełniła swoich obowiązków, niedostatecznie chroniąc teren byłego obozu. Wyłączone dochodzenie odpowie na pytanie, czy było to zaniedbanie niezamierzone czy też celowe.