"Nie mieści mi się w głowie, że można działać jak automat i nie użyć inteligencji po wejściu do mieszkania, gdzie rzekomo jest bandyta, a w rzeczywistości bezbronni ludzie" - mówi o wtorkowej wieczornej akcji policyjnej w Katowicach były szef jednostki GROM. Generał Polko dodaje, że w tej sprawie zawiodło nie tylko rozpoznanie, ale i szkolenie funkcjonariuszy.
Tomasz Skory: Panie generale, czy panu się mieści w głowie, aby tak zaniedbać rozpoznanie, żeby wejść do miejsca, co do którego nie ma pewności, że to tam akurat chowa się przestępca i to "na ostro", z bronią, granatami?
Roman Polko: To niestety się zdarza w służbie policyjnej i w służbie wojskowej. Trzeba się z tym niestety liczyć. Stąd też funkcjonariusze są szkoleni, żeby w takich sytuacjach natychmiast podejmować odpowiednie działania, zmieniać lokalizację. To mi się właśnie nie mieści w głowie, że można działać jak automat i nie uruchamiać inteligencji, kiedy się wchodzi do mieszkania, gdzie ma być rzekomo bandyta, bo zawsze trzeba się liczyć z tym, że te informacje są niewłaściwe. Wystarczy przypomnieć, że takie sytuacje zdarzały się jednostce GROM, kiedy Amerykanie wskazali nie ten obiekt działania, nie na tym obiekcie zostali wysadzeni żołnierze, a jednak szybko zorientowali się i poszli działać na właściwym i wykonali to zadanie skutecznie. Błądzić jest rzeczą ludzką i często się te błędy zdarzają, ale z tych błędów trzeba umieć wyciągać wnioski. Po wszystkim trzeba podjąć takie kroki, żeby działać skutecznie, a nie bezmyślnie.
Pańskim zdaniem zadziałano tu automatycznie, bezmyślnie i bez refleksji?
Przede wszystkim zabrakło nie tylko rozpoznania. Zabrakło zwykłego myślenia, bez działania emocjonalnego, którego bym oczekiwał w takiej sytuacji. Otóż osoby nieuzbrojone, niestwarzające zagrożenia zostawia się z boku pod ochroną i sprawdza się natychmiast inne pomieszczenia, bo być może tam jest jakiś bandyta, który jest uzbrojony, który stwarza zagrożenie. Zupełnie nie docierają do mnie tłumaczenia, które mówią, że tą kobietą trzeba było uderzyć sześć razy o ziemię albo że tego pana trzeba było przeciągnąć w taki sposób, że został poraniony. Został obezwładniony i idziemy dalej. Nie możemy się znęcać, rozładowywać swoich emocji na tych osobach, których nawet nie sprawdziliśmy, czy są tymi bandytami. Trzeba się liczyć z taką sytuacją, że kiedy wchodzimy na obiekt ataku, to tam jest jakiś terrorysta, bandyta, który rzeczywiście jest groźny, podejrzewany, ale w pobliżu mogą być niewinni ludzie. Tych właśnie ludzi trzeba asekurować - tak, żeby nie zrobili nam krzywdy, bo nie wiemy tak od razu, czy faktycznie są oni niewinni, ale nie w taki sposób, że się nad nimi znęcamy. Tak jak to było w tej sytuacji.
Pańskim zdaniem to nie tylko rozpoznanie zawiodło, ale i zachowanie podczas samej interwencji?
Obawiam się, że to problemy selekcji, problemy psychologiczne, bo ludzie zamiast działać profesjonalnie, działali emocjonalnie. I jeszcze problemy szkoleniowe. To jest coś, co już od dawna doskwiera policji. Potrzebne są większe fundusze, ćwiczenia na realnych obiektach i wówczas funkcjonariusze w takich sytuacjach nie będą postępować automatycznie, ale profesjonalnie. Nie można szkolić funkcjonariuszy dopiero wtedy, kiedy wchodzą na interwencję i kiedy, jak się w tym przypadku okazało, ta sytuacja zaczyna ich przerastać.
A czy trafia do pana tłumaczenie, że "zawiodło rozpoznanie i weszliśmy tam na ostro, bo zawsze tak wchodzimy, bo od tego jesteśmy"?
Wchodzi się "na ostro", ale to wejście "na ostro" nie było wcale profesjonalne. To wejście wcale do mnie nie dociera, bo terrorysty czy bandyty w taki sposób się nie traktuje. Po prostu się go obezwładnia, a od tego, jaki ma być wyrok, są sądy. Uderzanie o ziemię głową drobnej, bezbronnej kobiety jest zupełnie pozbawione sensu. W ogóle to do mnie nie trafia. Rzeczywiście rozpoznanie może zawieść, trzeba się z tym liczyć, tylko że trzeba podjąć jeszcze inne środki sprawdzające. Takich błędów się nie uniknie. Stąd też potrzebne jest, oprócz determinacji, zdecydowania w działaniu - bo rzeczywiście trzeba zdominować pomieszczenie, do którego się wchodzi tak, żeby sprawca czuł się zaskoczony - żeby to był moment szoku, aby nie pozwolić mu podjąć przeciwdziałań, ale to wszystko nie łączy się z jakąś bezsensowną agresją i z tym, co działo się w tej sytuacji.