Na dwa lata i dziesięć miesięcy więzienia Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał jednego z dwóch tamtejszych policjantów. Sędziowie dodatkowo orzekli też konieczność zapłaty przez skazanego 30 tys. zł jako częściowego zadośćuczynienia. Funkcjonariuszy oskarżono o podrzucenie narkotyków pracownikowi skarbówki po to, żeby go skompromitować. Drugi funkcjonariusz został uniewinniony. Wyrok nie jest prawomocny.
Jeśli wyrok w takiej wersji uprawomocni się, zostanie podany do publicznej wiadomości w dwóch regionalnych gazetach - o czym też zdecydował Sąd Rejonowy w Białymstoku.
W październiku 2011 roku białostocki urzędnik skarbowy został zatrzymany do kontroli drogowej. Jednak oprócz sprawdzenia jego stanu trzeźwości, zarządzone zostało przeszukanie samochodu, a jeden z dwóch dokonujących kontroli funkcjonariuszy znalazł za fotelem pasażera małe zawiniątko. Okazało się, że zawierało kilka gramów marihuany.
Na tej podstawie mężczyzna został zatrzymany. W prowadzonym przeciwko niemu śledztwie zbierane dowody zaczęły jednak wskazywać na to, że zatrzymanie na drodze nie było przypadkowe, a narkotyki zostały podrzucone, by skierować przeciwko urzędnikowi skarbowemu postępowanie karne.
Okazało się też między innymi, że zanim doszło do zatrzymania, sporządzony został nieprawdziwy meldunek, że urzędnik handluje narkotykami, a jego dane osobowe i dane jego samochodu były też sprawdzane w policyjnym systemie.
Obaj policjanci zostali oskarżeni między innymi o przekroczenie uprawnień. Sąd ocenił jednak, że jeden z nich był jedynie "narzędziem", czyli nie był świadom, iż zatrzymanie nie było przypadkowe, a narkotyk, który znalazł w samochodzie, został w rzeczywistości podrzucony przez drugiego z funkcjonariuszy.
Sędzia Justyna Gosiewska mówiła w uzasadnieniu wyroku, iż to ten policjant w pełni kontrolował, zaplanowany wcześniej, przebieg zdarzenia. Skazując go na karę surowszą niż chciała prokuratura (dla tego z funkcjonariuszy domagała się 2,5 roku więzienia, dla drugiego - 1,5 roku w zawieszeniu) sąd podkreślił "wysoki, aż nadmiernie wysoki" stopień społecznej szkodliwości czynów.
Chyba już gorszej rzeczy funkcjonariusz policji nie może, w tym stanie rzeczy, zrobić - podkreśliła sędzia Gosiewska zaznaczając, iż nie znalazła żadnych okoliczności łagodzących dla skazanego. Mówiła, że "nie podołał" on obowiązkom policji.
Dodała, iż wyrok ma pokazać, że wszyscy są równi wobec prawa i wszyscy podlegają takiej samej ocenie. Należy w którymś momencie pokazać (...), że organy wymiaru sprawiedliwości działają, może dla niektórych nieszybko, ale adekwatnie do oceny materiału dowodowego, stopnia szkodliwości i stopnia zawinienia - mówiła sędzia.
Skazany mężczyzna nie pracuje już w policji, na początku 2012 roku odszedł na emeryturę. Nie był obecny na publikacji wyroku. Jego obrońca w wypowiedzi dla mediów powiedział między innymi, że sąd bardziej oparł się na "emocjach i domysłach" niż dokonał rzetelnej oceny dowodów.
Drugi funkcjonariusz, w środę uniewinniony, w związku z prowadzonym postępowaniem był zawieszony w czynnościach służbowych. W środę sąd zdecydował o uchyleniu wobec niego tego środka zapobiegawczego.
W ocenie prokuratury, cała sprawa mogła mieć związek z wykonywanymi przez urzędnika skarbowego czynnościami służbowymi wobec firmy prowadzonej przez znajomych skazanego policjanta, ale w śledztwie tej hipotezy pokrzywdzonego jednoznacznie nie udało się udowodnić.
Sędzia Gosiewska mówiła w uzasadnieniu wyroku, że z zebranych dowodów wynika, iż skazany policjant był cały czas w ścisłym kontakcie z tym znajomym, ale w śledztwie i procesie nie udało się ustalić, czy działał może na zlecenie, prośbę czy za pieniądze.
(md)