Palestyńsko-izraelskie zawieszenie broni znów trzeszczy w szwach. W Tulkarm na Zachodnim Brzegu około 10 000 Palestyńczyków wzięło udział w pogrzebie Raeda al-Karmiego, jednego z dowódców arafatowskich bojówek Al-Fatah, który zginął w wybuchu bomby. Palestyńczycy winą za zamach obarczyli Izrael. Na pogrzebie kilkudziesięciu bojówkarzy strzelało w powietrze, wzywając do zemsty na Izraelu.

Raed przez kilku lat był poszukiwany przez izraelskie służby bezpieczeństwa za działalność terrorystyczną. Dwa lata temu zastrzelił dwójkę, młodych Izraelczyków. We wrześniu ubiegłego roku izraelskie helikoptery próbowały zlikwidować terrorystę. W eksplozji rakiety zginęło wtedy dwóch jego kompanów, ale on sam wyszedł z opresji jedynie z niewielkimi ranami. Wczoraj bomba umieszczona w samochodzie rozerwała Palestyńczyka na strzępy. Władze palestyńskie uważają, że to właśnie Izraelczycy zamordowali Karmiego, przez co – twierdzą Palestyńczycy – Jerozolima złamała, warunki zawieszenia broni: "Z naszej strony zostały wydane rozkazy, by wszyscy uszanowali postanowienia władz Autonomii Palestyńskiej o zawieszeniu broni i nie szukali zemsty" - powiedział palestyński minister informacji Jaser Abed Rabbo. Szef resortu obrony Izraela - Beniamin Ben Eliezer twierdzi, że śmierć Al-Karmiego to wypadek przy „pracy” - mężczyzna miał zginąć konstruując bombę.

rys. RMF

15:50