Nie żyje 28-letni mieszkaniec Zamieścia koło Limanowej w Małopolsce. Wczoraj żona wezwała do niego karetkę, ale dyspozytorka z Tarnowa wysłała pomoc do innej miejscowości. Pacjent był po przeszczepie serca, źle się poczuł i zemdlał. Zmarł w szpitalu.
Młody mężczyzna pięć lat temu przeszedł przeszczep serca, kiedy zemdlał, żona natychmiast wezwała pogotowie. Równocześnie prowadziła resuscytację. Karetka jednak zamiast pojechać pod właściwy adres, została wysłana do sąsiedniego Tymbarku.
Słyszałem karetkę przez okno. Była bardzo blisko, powinna była za minutę, dwie nadjechać, ale nie nadjeżdżała, więc dalej go reanimowaliśmy. To trwała na pewno 10, 15 minut, zanim dotarli, ale mnie wydawała się to wieczność - mówi sąsiad, który pomagał żonie ratować mężczyznę. Kiedy spytaliśmy, czemu tak długo jechali, powiedzieli nam, że wysłali ich pod zły adres - dodaje.
To nie była wina naszej dyspozytorki - stanowczo twierdzi Piotr Kogut zastępca dyrektora Pogotowia Ratunkowego w Tarnowie, któremu podlega zintegrowana dyspozytornia. Według niego to żona pacjenta pomyliła się podając adres. Na dowód tego przedstawia fragment nagranej rozmowy: "Miejscowość proszę - yyy Tymbark - Tymbark, gmina Tymbark, powiat limanowski, ulica... eee Zamieście...".
Jest mi bardzo przykro, że mnie próbują obarczać winą. Rozmowa była znacznie dłuższa i kilka razy mówiłam jaki to adres. Także moja siostra i teściowa rozmawiały z dyspozytorem i podawały prawidłowy adres - przekonuje żona zmarłego pacjenta. Nie zgadza się jednak na nagranie. Proszę mnie zrozumieć - jutro żegnam mojego męża - płacze.
Dyrektor Kogut przyznaje, że rozmowa rzeczywiście była znacznie dłuższa. Nasz dyspozytorka przez telefon prowadziła reanimacje tego mężczyzny - dodaje. Zgadza się jednak na udostępnienie całego nagrania tylko w jego gabinecie. Kiedy jednak dziennikarz RMF FM zadzwonił po raz drugi, okazało się, że nie ma go już w pracy i nie będzie aż do poniedziałku, a nikt inny nie jest upoważniony do rozmowy na temat tego przypadku.
To już kolejny przypadek takiej pomyłki w tym regionie. Niemal dokładnie miesiąc temu dyspozytor pogotowia z Tarnowa wysłał karetkę do Kamionki Małej koło Nowego Sącza, zamiast Kamionki Małej koło Limanowej. 59-latek zmarł. Następnego dnia zmarła na zawał serca także jego o rok młodsza żona.
Dyspozytor ten został odsunięty od pracy. Teraz leczy się psychiatrycznie, by przeżył załamanie - mówi dyrektor Kogut. Twierdzi jednak, że tym razem dyspozytor nie popełnił błędu, a system jaki zainstalowany jest w Małopolsce jest najnowocześniejszy w Polsce. Jego zdaniem błędny adres przedłużył czas dodarcia karetki do chorego o 3, 4 minuty. Załoga karetki, kiedy zorientowała się, że została wysłana w złe miejsce, była naprowadzana przez dyspozytora na właściwy adres. Po przewiezieniu do szpitala w Limanowej pacjent, niestety, zmarł.
My nie mamy sobie nic do zarzucenia - zaznacza dyrektor medyczny szpitala Mariusz Bobula. Szpital powiadomił jednak wojewodę o niewłaściwym wysłaniu karetki.
Po ujawnieniu tego przypadku przez miejscowy portal limanowa.in, sprawą zajęła się limanowska prokuratura. Zabezpieczamy nagrania rozmów z dyspozytornią, powołaliśmy biegłych, jutro rano zostanie przeprowadzona sekcja zwłok - poinformował prokurator rejonowy Mirosław Kazana.
Kiedy kilka lat temu wojewoda Jerzy Miller wprowadzał w Małopolsce scentralizowane dyspozytornie pogotowia, wielu ratowników z doświadczeniem przestrzegało, że ten system nie sprawdzi się. Wiele małych miejscowości w górach nie ma nazw ulic i funkcjonują w nich nazwy zwyczajowe, których nie uwzględniają żadne mapy. Te argumenty jednak nie znalazły zrozumienia. Tym razem dyspozytorka z Tarnowa wysłała karetkę do Tymbarku na ulicę Zamieście, mimo że taka nie istnieje,(nie ma tam ulic, tylko numery domów) zamiast do Zamieścia koło Tymbarku. To, co jeszcze bardziej tragiczne, karetka jadąc pod zły adres do Tymbarku, mijała o około 200 metrów dom, w którym chory czekał na pomoc.
MACIEJ PAŁAHICKI
(j.)