Maszynista pociągu relacji Kraków-Świnoujście, który wykoleił się koło Wrocławia, pędził z prędkością 100 kilometrów na godzinę w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40! Co więcej, jak dowiedziała się reporterka RMF FM Barbara Zielińska, wjechał na tor przy zapalonym czerwonym świetle. Mężczyzna zostanie przesłuchany najwcześniej jutro, najpierw musi wytrzeźwieć. Prokuratura nie wyklucza, że postawi mu zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do 10 lat więzienia.
Z naszych ustaleń wynika, że maszynista zaczął kierować składem we Wrocławiu. Mężczyzna, który prowadził elektrowóz z Krakowa do stolicy Dolnego Śląska, był trzeźwy. Według przedstawicieli PKP Intercity, pierwszy maszynista nie zauważył niczego niepokojącego. Według oświadczenia, które posiadam na piśmie, nie było niczego podejrzanego. Maszynista przejmujący zachowywał się w sposób normalny. Przyjął całą dokumentację, wypełnił wykaz pracy przy tym maszyniście, który kończył pracę we Wrocławiu - powiedział Marek Pawlicki z PKP Intercity.
Teraz policja i prokurator muszą ustalić, czy mężczyzna wsiadł do pociągu pijany, czy też pił w trakcie jazdy. Maszynista, który w nocy wykoleił dwanaście z trzynastu wagonów, prowadził pociągi od 15 lat, dzisiaj zrobił to po raz ostatni. Został bowiem dyscyplinarnie wyrzucony z pracy. W jego organiźmie stwierdzono trzy promile alkoholu. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Barbary Zielińskiej:
Po dzisiejszym zdarzeniu spółka PKP Intercity zapowiedziała, że będzie obowiązkowo badać trzeźwość wszystkich maszynistów. Zwolniony mężczyzna przepracował w tej firmie ostatnie 2,5 miesiąca. By osiągnąć wynik trzech promili musiał wypić co najmniej pół litra wódki.
PKP Intercity planuje teraz zakup z wolnej ręki kilkudziesięciu alkomatów. Koszt takiego urządzenia może wynieść od kilkuset do nawet kilkunastu tysięcy złotych. Urządzenia zostaną ustawione w dyspozytorniach. Kolejarze będą więc musieli rozwiązać problem, jak badać maszynistów wsiadających do lokomotyw na peronach. Pomysł z alkomatami okazuje się słuszny, aczkolwiek spóźniony. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Pawła Świądra:
Do zdarzenia doszło około godziny 1 w nocy w pobliżu miejscowości Szewce. W wypadku zostały lekko ranne tylko dwie osoby. Były to tak drobne obrażenia, że ci pasażerowie nawet nie zostali przewiezieni do szpitala. Wszystkich podróżujących (łącznie 200 osób) przewieziono autobusami na stację Wrocław Główny. Tam PKP postawiło pasażerów przed wyborem kontynuowania podróży innymi pociągami lub zrezygnowania z podróży. Trasa kolejowa w miejscowości Szewce jest częściowo zablokowana - pociągi w obu kierunkach poruszają się po jednym torze. Utrudnienia mogą potrwać nawet tydzień. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Macieja Stopczyka:
Opóźnione przez ten wypadek opóźnione są praktycznie wszystkie pociągi przejeżdżające przez Wrocław. Na dworcu głównym w stolicy Dolnego Śląska panuje ogromny bałagan. Pasażerowie, którzy rezygnują z podróży, muszą mieć przy sobie bilet. To jest podstawa do zwrotu pieniędzy albo zamiany na przejazd innym składem. Posłuchaj relacji Barbary Zielińskiej:
Skutki nocnego wypadku pociągu na Dolnym Śląsku odczuli też pasażerowie na dworcu w Poznaniu – informuje reporterka RMF FM Agnieszka Bylica. Od kilku godzin czekają na skład do Warszawy. W kolejce do kas stoją zniecierpliwieni ludzie, którzy chcą oddać bilety.