Taki scenariusz zapowiedziała Dorota Gardias, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, jeśli nie dojdzie do negocjacji w sprawie podwyżek. W przypadku braku porozumienia, siostry odejdą od łóżek.
Pielęgniarki domagają się podwyżek w wysokości półtora średniej krajowej dla pielęgniarki z pięcioletnim stażem, 1,75 dla tych ze stażem dziesięcioletnim i dwie średnie krajowe dla oddziałowych. To są propozycje dla rządu, ale strajk, jak mówią pielęgniarki, nie jest wymierzony w rządzących.
Na razie apelujemy o rozmowy - zapewniła Dorota Gardias, szefowa związku zawodowego, bo w tej chwili to lekarze wykorzystują swoją mocną pozycję i dostają od dyrektorów podwyżki. Tylko w co dziesiątym szpitalu pielęgniarki są zadowolone z pensji. Protest, który może się rozpocząć 21 stycznia może więc ogarnąć cały kraj.
Pielęgniarki i położne dają tydzień na rozpoczęcie rozmów na temat podwyżek płac. Jeśli do rozmów nie dojdzie, będzie protest. Jeżeli nie będzie sensownych rozwiązań idąc od góry, od rządu, a kończąc na dyrektorach szpitali, to dojdzie do potężnego buntu pielęgniarek i położnych - powiedziała Krystyna Ciemniak z zarządu Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych.
Szefowa resortu zdrowia dostrzega dobre strony pielęgniarskiego protestu.Te panie widzą patologię tego systemu i chcą go naprawić razem z rządem. Dla mnie to jest bardzo dobry sygnał - powiedziała Ewa Kopacz.
Jeśli pielęgniarki zdecydują się odejść od łóżek, najbardziej ucierpią pacjenci. Pielęgniarki o tym wiedzą, dlatego przepraszają, ale powtarzają, że nie mają innego wyjścia.
Pielęgniarskie żądania popierają lekarze. Szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel powiedział, że pielęgniarki powinny protestować i domagać się wyższych pensji.