Pięcioletnia dziewczynka zginęła w trakcie zabawy sylwestrowej na prywatnej posesji na warszawskiej Białołęce. Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że dziecko zostało trafione petardą w głowę. Lekarzom z wezwanej karetki, mimo reanimacji, nie udało się go uratować.
Według policji grupa ośmiu dorosłych osób wraz z dzieckiem odpalała wczoraj petardy. Prawdopodobnie część jednej z rakiet uderzyła dziewczynkę w tył głowy. Po chwili dziecko źle się poczuło. Odprowadzono je do domu i wezwano karetkę. Lekarz po przyjeździe od razu rozpoczął reanimację. Mimo to dziewczynka zmarła.
Spośród ośmiu obecnych na miejscu dorosłych osób, tylko jedna miała we krwi niewielką ilość alkoholu. Pozostali byli trzeźwi.
Jeszcze dzisiaj w tej sprawie zostanie wszczęte śledztwo - mówi RMF FM Renata Mazur z prokuratury Warszawa - Praga. Musimy tak naprawdę ustalić wszystkie okoliczności, co tam naprawdę się stało i co było przyczyną śmierci dziecka - mówi prokurator.
Zapewne zostanie zarządzona sekcja zwłok. Trzeba też przesłuchać wszystkich świadków. Na razie jest to trudne, bo są w szoku.