Przed wejściem w życie nowej ustawy refundacyjnej chorzy szturmują apteki. Obawiają się, że po 1 stycznia w związku z zamieszaniem z nowymi przepisami nie zrealizują recept - stwierdza "Rzeczpospolita".
Zadzwoniła do mnie lekarka i poradziła, bym leki wykupiła jeszcze w grudniu, bo potem mogę mieć z tym kłopot - mówi pani Kamila z Warszawy. Jak podkreśla Grzegorz Kasprowicz, właściciel apteki przy ul. Fabrycznej w Warszawie, ma bardzo wielu klientów, co tuż przed świętami jest nietypowe.
Mało kto zdaje sobie sprawę, jak wiele aptek nie podpisało jeszcze umów z Narodowym Funduszem Zdrowia na sprzedaż leków refundowanych w przyszłym roku i jak duże jest to zagrożenie dla pacjentów - przestrzega Kasprowicz.
Bez umowy apteka nie może sprzedawać leków z dopłatą NFZ. Co więcej: w wielu regionach aptekarze takich umów podpisać nie chcą, bo uważają, że są zbyt restrykcyjne. Nawet mała apteka może dostać karę, sięgającą nawet kilkudziesięciu tys. zł, m.in. za zrealizowanie nieczytelnie wypisanej recepty.
I choć Naczelna Rada Aptekarska wycofała się z apelu o niepodpisywanie umów z NFZ, to dokumentów nadal nie sygnowały np. apteki w woj. kujawsko-pomorskim. Planowany jest tam protest, rozważa go też samorząd farmaceutów woj. dolnośląskiego. Z kolei mazowiecki samorząd apeluje o wstrzymanie się z podpisywaniem umów do 27 grudnia, do spotkania z przedstawicielami NFZ