Sąd Okręgowy w Opolu zobowiązał szpital położniczo-ginekologiczny w tym mieście do comiesięcznego płacenia na rzecz córki sztangisty Bartłomieja Bonka renty w wysokości 8,5 tys., uwzględniając tym samym wniosek o zabezpieczenia powództwa.
Postanowienie ws. zabezpieczenia powództwa na czas trwania procesu sędzia Wioletta Chorązka podjęła w drugim dniu głośnego procesu, który małżeństwo Bonków wytoczyło Samodzielnemu Specjalistycznemu Zespołowi Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu.
Pieniądze mają być przeznaczone na opiekę i leczenie jednej z córek - bliźniaczek Bonka, która urodziła się z niedotlenieniem. Poród córek Bartłomieja Bonka odbył się w listopadzie 2012 r. Pierwsza z dziewczynek przyszła na świat w dobrym stanie, druga - po 45 minutach - w złym, z ostrym niedotlenieniem mózgu. Powołana przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy polegające m.in. na niepodjęciu decyzji o cesarskim cięciu.
Sędzia powiedziała, że po przeprowadzeniu częściowo postępowania dowodowego sąd uznał, że rodzice bliźniaczki uprawdopodobnili roszczenia dotyczące renty właśnie w kwocie 8,5 tys. zł. Dodała, że sąd uznał za uprawdopodobnione argumenty Bonków, iż uszczerbek na zdrowiu ich córki może być skutkiem "niewłaściwie prowadzonej akcji porodowej" w związku z "zawinionym i bezprawnym zachowaniem personelu szpitala".
Sędzia zastrzegła jednak, że na tym etapie procesu nie jest przesądzony wynik całej sprawy. Dodała, że w ramach przyznanej kwoty córka sztangisty ma prawo m.in. do pomocy pielęgniarskiej w wymiarze 8 godzin dziennie i dodatkowo trzech nocnych dyżurów pielęgniarskich w tygodniu dla zapewnienia normalnego funkcjonowania rodziny.
Bartłomiej Bonk z żoną wytoczyli szpitalowi proces, w którym domagają się od placówki 2 mln zł zadośćuczynienia i 200 tys. zł odszkodowania oraz 10 tys. zł miesięcznie renty. Bonkowie domagają się też ustalenia odpowiedzialności za skutki błędu lekarskiego. Jeden z adwokatów reprezentujących rodzinę Bonków Bartłomiej Janyga podkreślił, że wtorkowe postanowienie ws. przyznania zabezpieczenia na poczet renty to duży sukces bliskich małej Julii. Dzięki temu rodzina sportowca nie będzie pozbawiona pieniędzy na opiekę i leczenie dziecka na czas trwania procesu.
Ojciec bliźniaczki, brązowy medalista z igrzysk olimpijskich w Londynie, dodał natomiast, że być może dzięki przyznanej kwocie i możliwości zatrudnienia opieki pielęgniarskiej jego żona i rodzina zostanie odciążona na tyle, że on sam będzie mógł wrócić do treningów i przygotować do zbliżających się mistrzostw świata. Jesteśmy przekonani o winie lekarzy i szpitala, będziemy w tym procesie walczyć do końca - dodał.
Podczas wtorkowej rozprawy zeznawały m.in. pielęgniarki, położne oraz lekarze, którzy w opolskim szpitalu opiekowali się Julią Bonk. Świadkowie mówili m.in. że dziecko było w bardzo ciężkim stanie po porodzie - przez pierwszych kilka dni istniało zagrożenie życia. Julia nie oddychała samodzielnie i utrzymywana była w śpiączce farmakologicznej.
Zeznający lekarze pytani o przyczynę tego stanu wskazywali na ciężkie niedotlenienie, ale żaden nie odpowiedział, co było przyczyną tego niedotlenienia. Większość świadków nie potrafiła też określić, jak wiele noworodków w tym stanie trafia na oddział patologii ciąży w opolskim szpitalu. Jedna z lekarek powiedziała, że "na szczęście ma to miejsce bardzo rzadko".
Barbara i Bartłomiej Bonk opisywali natomiast, jakie koszty ponoszą na opiekę nad córką, wyliczając m.in. codzienną rehabilitację, potrzebę zatrudnienia pomocy pielęgniarskiej, turnusy rehabilitacyjne, zakup specjalnego kasku dla córki za ok. 8 tys. zł.
Reprezentujący szpital adwokat Jakub Muszyński powiedział, że po zapoznaniu się z uzasadnieniem szpital podejmie decyzję dotyczącą ewentualnego zaskarżenia wysokości ustanowionego zabezpieczenia.
(jad)