2 mln zł zadośćuczynienia i 200 tys. zł odszkodowania oraz 10 tys. zł miesięcznie renty dla jednej ze swych córek-bliźniaczek, która urodziła się z poważnym niedotlenieniem mózgu, domaga się sztangista Bartłomiej Bonk z żoną. Dziś ruszył proces w tej sprawie.
Bonkowie domagają się też ustalenia odpowiedzialności za skutki błędu lekarskiego.
Pozew skierowany został przeciw Samodzielnemu Specjalistycznemu Zespołowi Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu, gdzie w listopadzie ub.r. przyszły na świat bliźniaczki państwa Bonków. Sprawa toczy się w wydziale cywilnym. Formalnie stroną w niej jest jedna z córek brązowego medalisty z Londynu, która urodziła się z poważnym niedotlenieniem mózgu.
Zadośćuczynienie ma dotyczyć szkód niemajątkowych - bólu, cierpienia; a odszkodowanie - kosztów leczenia i rehabilitacji. Nie wykluczamy rozszerzenia roszczenia w toku postępowania, bo cały czas pojawiają się nowe metody leczenia - wyjaśnił jeden z adwokatów rodziny sztangisty, Bartłomiej Janyga.
Zaznaczył też, że ze strony szpitala nie było przed procesem prób ugodowego załatwienia sporu.
Przed rozpoczęciem procesu Bartłomiej Bonk powiedział, że pieniądze są potrzebne po to, by zabezpieczyć finansowo jego córkę, na jej leczenie i rehabilitację.
Poród córek-bliźniaczek Bartłomieja Bonka odbył się w listopadzie 2012 r. w Samodzielnym Specjalistycznym Zespole Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu. Pierwsza z dziewczynek przyszła na świat w dobrym stanie, druga - po 45 minutach - w złym, z ostrym niedotlenieniem mózgu.
Powołana przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy polegające m.in. na niepodjęciu decyzji o cesarskim cięciu.
Podczas dzisiejszej rozprawy zeznawali przede wszystkim lekarze i położne oddziału, na którym urodziły się bliźniaczki, a także ginekolog prowadzący ciążę. Ten ostatni powiedział, że ciąża pani Bonk i oba płody rozwijały się prawidłowo. Uznał jednak, że ze względu na ułożenie płodów oraz to, że poprzedni raz kobieta rodziła dawno, bo 8 lat wcześniej, cesarskie cięcie to - jak się wyraził - "oczywista oczywistość". Tak też informował państwa Bonków.
Ordynatora oddziału, który był podczas porodu bliźniaczek i miał podjąć decyzję o porodzie siłami natury, na poniedziałkowej rozprawie nie było z powodów zdrowotnych. Sąd zobowiązał go do dostarczenia odpowiedniego zaświadczenia od lekarza sądowego pod groźbą grzywny.
Lekarka nadzorująca poród zeznając przyznała z kolei, że matka bliźniaczek kilka razy prosiła o cesarskie cięcie, ale wytłumaczono jej że nie ma do tego wskazań. Zeznała też - dopytywana przez adwokatów Bonków - że ok. miesiąca temu została oskarżona przez prokuraturę w innej, podobnej sprawie.
Dyrekcja szpitala ginekologicznego w Opolu w ub. roku złożyła w sprawie dotyczącej porodu bliźniaczek doniesienie do prokuratury, a dwóch lekarzy straciło stanowiska.
(abs)