Całą noc mieszkańcy okolic Oławy na Dolnym Śląsku wyczekiwali, czy wielka woda zaleje ich domy – fala powodziowa jednak nie doszła do posesji. Kolejna fala nadejdzie dziś wieczorem.
W Okolicach Oławy wczesnym ranem poziom wody w Odrze sięgał 722 centymetrów – to o 10 centymetrów więcej niż wczoraj wieczorem i o 44 centymetry mniej, niż w czasie powodzi 9 lat temu.
Gotowi do ewakuacji byli mieszkańcy trzech wsi w okolicach Oławy. W jednej z nich, Starym Otoku, przez całą noc widać było zapalające się w domach światła i mieszkańców, obserwujących okolice. Woda jednak rozlała się na polach i nie zagroziła domostwom. Jednak około 40-50 osób, głównie dzieci, zdecydowało się wyjechać i w bezpiecznym miejscu przeczekać nadejście fali kulminacyjnej.
Niestety to nie jest koniec obaw przed powodzią. Kulminacyjna fala na Odrze dopiero zbliża się do okolic Oławy. Ma się pojawić dziś wieczorem. Jej wysokość jest szacowana na pół metra, a to więcej niż w czasie powodzi stulecia w 1997 roku.
Przybierająca wciąż Odra spowodowała większe niż zazwyczaj zainteresowanie najpotrzebniejszymi produktami. Ze sklepów znika przede wszystkim woda – ale nie tylko. - Sprzedaje się więcej chleba, mąki, cukru, wędlin, konserw, koncentratów. Woda idzie w zgrzewkach, w butelkach pięcio- sześciolitrowych - mówi kobieta sprzedająca w jednym z tutejszych sklepów.
Wczoraj na Dolnym Śląsku ogłoszono kolejne alarmy powodziowe – poziom rzek niebezpiecznie wzrósł w Jeleniej Górze, Kamiennej Górze, powiecie kłodzkim, Brzegu Dolnym i Marciszowie. Z wiosennymi roztopami walczą też mieszkańcy Małopolski, Śląska, Podkarpacia, Świętokrzyskiego, Mazowieckiego i Kujawsko-Pomorskiego.
Woda stanowi poważny problem w Toruniu, gdzie Wisła może podejść pod wolierę, w której trzymane jest stado łabędzi. To właśnie z niego pochodziły ptaki zarażone wirusem H5N1. Wciąż nie podjęto decyzji o ich dalszym losie.