7-letni chłopiec spod Dopiewa w Wielkopolsce miał być wielokrotnie gwałcony przez swojego ojca i jego dwóch znajomych. Dziś w poznańskim sądzie mężczyźni zasiedli na ławie oskarżonych. Proces ze względu na charter sprawy toczy się z wyłączaniem jawności.
Według ustaleń śledczych dramat chłopca miał się rozgrywać, kiedy chłopiec był w wieku zaledwie 7-8 lat - obecnie ma 11.
50-letni ojciec dziecka Wojciech K. i jego dwóch znajomych: 38-letni Marcin W. i 35-letni Karol K. prokuratorskie zarzuty usłyszeli w marcu ub. roku. Dziś mężczyźni stanęli przed poznańskim sądem. Ze względu na charakter sprawy i dobro dziecka, proces będzie się toczył z wyłączaniem jawności.
Jak mówi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Magdalena Mazur-Prus, ojcu dziecka i jego znajomemu Marcinowi W. "zarzucono popełnienie przestępstw wielokrotnego zgwałcenia, wymuszenia czynności seksualnej, przy czym oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu, ze szczególnym okrucieństwem, w celu swojego zaspokojenia prezentowali małoletniemu treści pornograficzne".
Ojcu chłopca prokuratura zarzuciła ponadto "prezentowanie dwóm innym małoletnim osobom (nie synowi) wykonywania czynności seksualnej i naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza policji".
Trzeci z oskarżonych - Karol K. - odpowiada przed sądem za wielokrotne zgwałcenie i doprowadzenie do poddania się innym czynnościom seksualnym.
Mazur-Prus poinformowała, że oskarżeni nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im przestępstw. Od kilku miesięcy przebywają w areszcie.
Wszystkim trzem oskarżonym grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 5 lat.
Według informacji "Głosu Wielkopolskiego", dramat chłopca miał się rozgrywać na przestrzeni kilku lat. Pierwsze sygnały świadczące o tym, że w domu chłopca dzieje się coś niepokojącego, mieli zauważyć już w 2013 roku pracownicy socjalni. Wtedy jeszcze ojciec dziecka mieszkał wraz z chłopcem. Wojciech K. miał wyprowadzić się z domu dopiero rok później, kiedy pomoc społeczna poinformowała poznański sąd o swoich podejrzeniach. Mężczyzna jednak nadal utrzymywał kontakt z synem i zabierał go do siebie na weekendy.
Cytowana przez "Głos Wielkopolski" rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu sędzia Joanna Ciesielska - Borowiec mówiła w 2015 roku, że "kiedy ojciec zabierał chłopca do siebie, nie byli tam sami". W mieszkaniu była jego nowa partnerka i jej rodzice. Chłopiec również niczego nie wyznał, a matka określa podejrzenia jako bzdurę. To dziecko było krzywdzone, ale złym wychowaniem, a nie wykorzystywaniem seksualnym - podkreślała sędzia.
Według informacji mediów, sprawa była umarzana m.in. z powodu braku wystarczających dowodów. Początkowo chłopiec miał także chronić ojca, ale w jednym z przesłuchań stwierdzić, że mają tajemnicę, której nie może wyjawić, bo inaczej ojciec pójdzie do więzienie. Przełomem miało być kolejne przesłuchanie chłopca w obecności psychologa - wtedy miał wskazać swoich oprawców. Nieoficjalnie to właśnie zeznania chłopca mają być kluczowym dowodem w sprawie i podstawą skierowania do sądu aktu oskarżenia.
(mpw)