Dwie włoskie firmy budujące polskie drogi żądają dodatkowych pieniędzy. Chcą, by Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad dopłaciła im do kontraktów 1,215 mld złotych. Jak ujawniliśmy w RMF FM, koncerny grożą całkowitym przerwaniem prac.
Koncerny Salini Impregilio i Impresa Pizzarotti budują w sumie 9 odcinków polskich dróg - m.in. ważne fragmenty S5, Zakopianki, oraz obwodnicę Częstochowy. Żądają dodatkowych pieniędzy głównie ze względu na gwałtowny wzrost cen materiałów budowlanych, które podrożały o 30 procent.
Salini wzięło 5 kontraktów za 3,54 mld złotych - chce, by GDDKiA dopłaciła jeszcze 449 mln złotych. Pizzarotti realizuje 4 umowy za 1,65 mld, żąda dodatkowych 776 milionów. Koncerny grożą, że jeżeli kontrakty nie zostaną w ten sposób zwaloryzowane, będą schodzić z placów budów po 15 marca. Do tego dnia trwa wpisana w umowach przerwa zimowa, podczas której większość prac nie musi być prowadzona.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad kategorycznie odrzuca te żądania - jak informuje, nie ma mowy o tak wysokich dopłatach. Roszczenia firm są całkowicie bezpodstawne i niezgodne z kontraktami, informują przedstawiciele GDDKiA. Podkreślają, że przerwanie prac będzie skutkowało wysokimi karami umownymi idącymi w setki milionów złotych.
To wszystko może zwiastować poważny kryzys na budowach polskich dróg. Z informacji RMF FM wynika, że włoskie koncerny poważnie biorą pod uwagę zejście z placów budów i zapłacenie kar umownych, bo to może dla nich oznaczać mniejsze straty niż dalsze kontynuowanie prac. GDDKiA podkreśla z kolei, że oferując niską cenę na początku kontaktu firmy zaakceptowały ryzyko związane z ewentualnym wzrostem cen materiałów i teraz powinny dokończyć rozpoczęte kontrakty.
Cała sytuacja może najbardziej dotknąć podwykonawców włoskich gigantów, czyli dziesiątki małych i średnich firm, pracujących na budowach i dostarczających materiały. W rozmowach z RMF FM ich szefowie przyznają, że wiele takich przedsiębiorstw jest na skraju bankructwa, bo koncerny od miesięcy zalegają z wypłatami.
Podwykonawcy nie chcą czekać - żądają, by GDDKiA wypłaciła im pieniądze, które winne są koncerny. Taka procedura jest, ale - jak mówią nam przedsiębiorcy - trwa miesiącami, a w tym czasie wiele firm może po prostu upaść. Chcą skrócenia jej do maksymalnie dwóch-trzech tygodni - chodzi o setki milionów złotych, a dla wielu podwykonawców to być albo nie być. Poza tym domagają się również gwarancji dalszego zatrudnienia na placach budów dróg nawet, jeśli włoskie koncerny zrealizują swoje groźby i zerwą kontrakty z GDDKiA.
W poniedziałek podwykonawcy w Katowicach spotkają się z przedstawicielami GDDKiA, będą też dążyli do rozmów z Ministerstwem Infrastruktury i Budownictwa. Jeśli nie będzie efektów zapowiadają bardziej zdecydowane kroki - po 15 marca zamierzają na wiele godzin zablokować DK1 oraz kilka innych ważnych dróg w Polsce, by zwrócić uwagę na swój problem.