Od początku roku ofiarą zabójstwa padło już 25 dzieci i nastolatków. To o 100 procent więcej niż w całym roku ubiegłym - donosi "Rzeczpospolita". "Jeżeli nałożą się na siebie kryzys i niepewność jutra z nadużywaniem alkoholu, to mamy mieszankę wybuchową w relacjach rodzinnych" - komentuje policyjne dane prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
W ostatnich tygodniach Polską wstrząsnęły doniesienia o śmierci dwójki dzieci z Łodzi. Trzymiesięczna Nadia zmarła po pobiciu przez ojca. Na jej ciele biegli znaleźli ślady, które świadczyły, że dziewczynka była maltretowana już wcześniej. Również trzyletni Wiktor został zakatowany przez opiekunów. I on również był bity już wcześniej.
Prof. Brunon Hołyst, kryminolog, przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że agresji wobec dzieci jest więcej niż kiedyś, a rodzi ją również bieda spowodowana kryzysem. Coraz częściej sprawcy takich czynów rozgrzeszają się z agresji. Usprawiedliwiają swoje zachowanie, twierdząc, że dziecko przeszkadza w realizacji ich potrzeb i że wychowanie kosztuje - wyjaśnia.
Prof. Janusz Czapiński podkreśla z kolei, że agresywnym zachowaniom sprzyja większe spożycie alkoholu. Zdecydowana większość przypadków przemocy wobec dzieci jest dokonywana pod wpływem alkoholu lub w stanie poalkoholowym - mówi.
Wyjaśnia także, dlaczego do znęcania się nad dziećmi dochodzi częściej w takich miastach jak np. Łódź. Są w kraju enklawy z syndromem Detroit, a takie miasta jak Łódź czy Wałbrzych do nich należą. Transformacja boleśnie w nie uderzyła. W Łodzi upadł przemysł włókienniczy i się nie odrodził. Są ludzie, którzy chcą wyładować złe emocje na czymś słabszym - mówi.
(edbie)
"Rzeczpospolita"