Zleceniodawcą kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z bramy byłego obozu Auschwitz-Birkenau była osoba mieszkająca poza Polską. Wszystko wskazuje na to, że w rabunek zaangażowanych było więcej osób niż pięciu już zatrzymanych mężczyzn. A muzeum nie było należycie chronione. To najnowsze ustalenia krakowskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży.
Nikt z ochrony obiektu nie zauważył tego, że osoby te przemieszczały się w okolicach, sprawdzając, jak wygląda zabezpieczenie obozu. Weszły na teren obozu niezauważone. Nie dysponowały nawet tak podstawowym sprzętem jak drabina (…), musiały się wycofać. Po jakimś czasie powrócili i dalej niezauważeni dokonali kradzieży napisu - relacjonował działania złodziei Artur Wrona z krakowskiej prokuratury:
Stan zabezpieczeń w muzeum zostanie wyłączony do osobnego śledztwa.
Śledczy nie ujawnili, z jakiego kraju pochodzi zleceniodawca kradzieży. Jak podkreślił Artur Wrona, charakter sprawy jest bardzo delikatny:
Według informacji reporterów RMF FM, pośrednik przestępstwa był w Szwecji.
Dzisiaj rano na terenie byłego obozu przeprowadzono wizję lokalną z udziałem trzech z pięciu zatrzymanych mężczyzn. Udało nam się zgromadzić cenny materiał dowodowy, poszerzyliśmy znacząco naszą wiedzę - przyznał po zakończeniu wizji lokalnej prowadzący śledztwo prokurator Piotr Kosmaty.
Wizja z każdym ze złodziei prowadzona była indywidualnie. A wszystko po to, by porównać rekonstrukcję zdarzeń ze złożonymi przez nich wyjaśnieniami oraz by sprawdzić, czy mężczyźni mówią prawdę. Przestępcy krok po kroku pokazywali policji i prokuraturze, w jaki sposób dokonali kradzieży - m.in. jak zniszczyli kratę w murze - miejsce, przez które uciekli. Wskazali także miejsce po drugiej stronie ulicy, kilkanaście metrów dalej, gdzie czekał na nich zaparkowany samochód. Skradziony napis załadowali na auto i uciekli.
W rekonstrukcji zdarzeń piątkowego poranka wzięło udział trzech z pięciu podejrzanych. Nie wszyscy zatrzymani chcą bowiem współpracować ze śledczymi.
Trzech podejrzanych przyznało się do winy i złożyło wyjaśnienia, dwóch odmówiło - przyznał w rozmowie z naszym dziennikarzem prowadzący sprawę prokurator Piotr Kosmaty. Współpracy odmawia m.in. organizator całej akcji, który wczoraj - oprócz zarzutów udziału w grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz jego uszkodzenia - usłyszał zarzut podżegania do kradzieży.
Mężczyźni - jak potwierdza prokurator Kosmaty - do rabunku przygotowywali się co najmniej od dwóch miesięcy. Posłuchaj całej rozmowy prokuratora Piotra Kosmatego z reporterem RMF FM Markiem Balawajdrem:
Sprawcy kradzieży mogą trafić za kraty na 10 lat. Do sądu - jak ustalił nasz dziennikarz - dziś trafi wniosek o tymczasowy areszt dla całej piątki zatrzymanych.
W związku z wizją lokalną muzeum było udostępnione dla zwiedzających tylko częściowo. Zamknięto Auschwitz I. To właśnie stamtąd skradziono napis.
Przed muzeum pojawiło się jednak sporo mieszkańców Oświęcimia. Chcę zobaczyć tych opryszków, którzy ten czyn zrobili niechlubny dla Polski - tłumaczył naszemu dziennikarzowi Piotrowi Glinkowskiemu jeden z nich.