Pierwszy dzwonek to pierwsze niespodzianki, czyli zmiany w szkolnictwie, jakie przygotowali dla nas i naszych dzieci rządzący. Rok szkolny 2012/2013 będzie pełen zmian, zwłaszcza w szkołach ponadgimnazjalnych. Wkracza reforma edukacji wraz z nową podstawą programową nauczania. Nie ominie ona także najmłodszych.
Nowa podstawa programowa w liceach sprawi, że młody człowiek już w wieku 15 lat, po ukończeniu gimnazjum, będzie zmuszony zdecydować o swoim dorosłym życiu. Humaniści nie nauczą się fizyki, biolodzy - historii, a matematycy wiedzy o społeczeństwie.
Od września uczniowie I klas liceów ogólnokształcących uczą się w klasach ogólnych, ale już od przyszłego roku szkolnego, w II klasach - w ściśle sprofilowanych. Zależnie od szkoły uczniowie mogą wybrać od dwóch do czterech przedmiotów rozszerzonych. Wśród nich musi być jednak jeden z następujących: historia, geografia, biologia, chemia lub fizyka. W I klasie będą się ich uczyli tylko w wersji podstawowej.
W przepisach czytamy, że uczeń, który nie ma rozszerzonej historii, musi uczęszczać na przedmiot uzupełniający: historię i społeczeństwo,
W planach zajęć licealistów, którzy nie zdecydują się na rozszerzoną geografię, biologię, fizykę czy chemię znajdzie się obowiązkowy przedmiot uzupełniający - przyroda. Jednocześnie uczeń, który wybierze rozszerzenie historii i chociaż jednego przedmiotu przyrodniczego, nie będzie uczęszczał na przedmioty uzupełniające: historia i społeczeństwo oraz przyroda.
Reakcja licealistów jest jedna - to niezbyt dobre rozwiązanie. Lubię i historię i matematykę i biologię, nie wiem czy lepiej być w życiu ścisłowcem, lekarzem czy nauczycielem, nie wiem co chciałbym robić za 15 lat, mam właśnie 15 lat. Dlatego stawia się przed nami tak trudne zadanie? - mówi uczeń I klasy XI LO we Wrocławiu.
Autorką zmian w podstawie programowej jest była minister edukacji Katarzyna Hall. Jej zdaniem, absolwent zreformowanych liceów będzie lepiej przygotowany do studiowania. Licealiści będą mieć solidny fundament do studiowania z wybranych przedmiotów - mówiła Hall w lutym w rozmowie z naszym dziennikarzem. Dawka godzin przedmiotów poszerzonych będzie istotnie większa niż dotychczas - twierdziła była minister edukacji. Hall przyznała także, że takie zmiany w pewien sposób wymusili rektorzy wyższych uczelni.
Z edukacyjnej mapy znikną licea profilowane, uzupełniające licea ogólnokształcące dla młodzieży i dorosłych, technika dla dorosłych oraz zasadnicze szkoły zawodowe dla dorosłych.
W zawodach zostały wyodrębnione kwalifikacje - jedna, dwie lub trzy. Przykład - zawód fryzjer gdzie jest jedna kwalifikacja. W zasadniczej szkole zawodowej uczeń zdobywa wszystkie umiejętności związane z tym, by zając się klientem salonu fryzjerskiego. Wie jakich narzędzi do jakich zabiegów używać, wie jak ostrzyc i jak umyć głowę. Uczeń szkoły kształcącej w zawodzie fryzjer, już po potwierdzeniu kwalifikacji "Wykonywanie zabiegów fryzjerskich" może posługiwać się nią na rynku pracy. Po ukończeniu szkoły zawodowej automatycznie otrzyma dyplom zawodowy. Może później także uzyskać wykształcenie średnie (w liceum ogólnokształcącym dla dorosłych) oraz zdobyć i potwierdzić drugą kwalifikację "Projektowanie fryzur" i wówczas uzyska dyplom potwierdzający kwalifikacje technika usług fryzjerskich.
W zawodach gdzie jest więcej kwalifikacji, aby uzyskać dyplom zawodowy, trzeba będzie potwierdzić kolejno wszystkie kwalifikacje i ukończyć szkołę zawodową.
Nauczyciele szkół zawodowych obawiają się jednak, że wiele osób porzuci naukę po zdobyciu pierwszej kwalifikacji. Ale są też dobre zmiany: obowiązkowy język obcy ze słownictwem potrzebnym w zawodzie i przedmioty marketingowe, czyli jak założyć własna firmę.
Od tego roku szkolnego można także uczyć się w klasach przygotowujących do nowych zawodów: monter sieci, instalacji i urządzeń sanitarnych, technik renowacji elementów architektury, technik żywienia i usług gastronomicznych, monter zabudowy i robót wykończeniowych w budownictwie technik procesów drukowania i technik procesów introligatorskich, technik sterylizacji medycznej.
Nowy program dla klas 4-6 w szkole podstawowej - fajnie, ale dla kogo? Pytają nauczyciele. W większości nie są zadowoleni z tego co zafundowało ministerstwo. Co na plus, a co na minus po pierwszym tygodniu szkoły?
Plusy dostrzegają poloniści. Program się nie zmienił, ale nauczyciele zyskali większą dowolność w jego realizacji, jak chodzi o metody nauczania. Nauczyciel może być bardziej kreatywny, dostosowywać metody do możliwości klasy - mówi Elżbieta Satowska, polonistka i dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 30 w Lublinie. Opis podstawy jest mniej szczegółowy przez co mamy większe pole do popisu - mówi.
Entuzjazmu w stosunku do nowej podstawy nie mają z kolei matematycy. Obniżamy poziom, jeśli chcemy, żeby w przyszłości wszyscy zdawali maturę to powinniśmy myśleć raczej o podwyższaniu poziomu - mówi matematyk Wiesława Baranowska. Za to za co teraz dostają uczniowie piątki, kiedyś ledwie starczało na tróję. Żeby w czwartej klasie uczyć tabliczki mnożenia, odczytywania zegara wskazówkowego, czy 2+3 = 3+2 to żenada. Taką wiedzę dzieci kiedyś przynosiły dzieci z dołu. Program w porównaniu z tym co było 10 lat temu, to może połowa. Nie wszystko było potrzebne, ale aż takie ograniczanie sprawia, że dzieci się nudzą. Jestem delikatnie mówiąc sceptycznie nastawiona - dodaje. Matematyki ubyło z 5 do 4 godzin tygodniowo.
Informatyka? Do tej pory mięliśmy w klasie 4 i 5 po jednej godzinie. W 6 - dwie, drugą dokładała pani dyrektor z godzin dyrektorskich. Teraz nie ma takiej możliwości. Program się poszerzył m.in. o programowanie, czy obsługę programów multimedialnych. Nie da się tego nauczyć dobrze. To będzie tylko sygnalizowanie. Żeby to zrobić porządnie, należało by mieć 2 godziny tygodniowo i to najlepiej jedną po drugiej - przyznaje Joanna Poniatowska ucząca przedmiotu.
W przyrodzie zakres programu pozostał bez zmian, ale jest wiele doświadczeń, które należy przeprowadzić. Do tego wycieczki terenowe. Jak to zrobić w 3 godziny? - pyta Joanna Małyszko - Nie pójdę z dziećmi do lasu i nie wrócę w 45 minut. Co będzie się dało zrobić, czyli np. zajęcia z kompasem przeprowadzimy przed szkołą. Reszta odbędzie się teoretycznie. W małych szkołach da się jeszcze zorganizować tak godziny, zamienić, żeby połączyć na raz, ale w takiej dużej gdzie mamy 700 uczniów to jest logistycznie niemożliwe.
Krytycznych głosów jest znacznie więcej. Generalnie nauczyciele dostrzegają, że poziom kształcenia idzie w dół. Dużo treści dubluje się potem w gimnazjum. Euforii więc nie widać.
Szkolna rewolucja wśród najmłodszych uczniów zamienia się w ewolucję... z wyhamowaniem. Za dwa lata wszystkie sześciolatki będą musiały pójść do szkoły, ale im bliżej tego terminu tym mniej rodziców, którzy decydują się na posłanie swoich pociech do pierwszej klasy w tym wieku.
W zeszłym roku w Poznaniu szkolną edukację zaczęło1786 sześciolatków. Wśród pierwszoklasistów stanowili oni 40 procent. Z kolei trwający od kilku dni nowy rok szkolny jest pierwszym dla 1604 dzieci z rocznika 2006. To oznacza, że wśród poznańskich pierwszoklasistów sześciolatkowie stanowią już tylko 31%.
Rodzice najwyraźniej mają duże obawy związane z wysyłaniem najmłodszych do szkoły. Boją się nieprzygotowanych placówek i tego, że dziecko straci rok dzieciństwa. Ci, którzy wbrew większości podjęli taką decyzję też mają wątpliwości. U nich jednak wygrały nadzieje i wiara, że szkoła jest gotowa na przyjęcie najmłodszych. Tak jest w SP nr 40 w Poznaniu. Dyrektor Ewa Frąckowiak ma 16 uczniów z rocznika 2006. Z jednym wyjątkiem wszyscy są w klasie 1a, którą uzupełnia szóstka starszych o rok uczniów. Frąckowiak zapewnia, że szkoła jest na ich przyjście przygotowana. Ławki, krzesełka są w każdej sali, także dla sześciolatków przygotowane zgodnie ze wzrostem, tak by najniższe siedziały w najniższych ławkach. Łazienki dla klas pierwszych są dostępne tylko dla nich i oddziałów przedszkolnych - wylicza. Podobnie jest z opieką psychologiczną. Dzieci są objęte obserwacją, choć problemy są wyjątkami. Rodzice tych, którzy zaczęły naukę w wieku sześciu lat i dziś są już w wyższych klasach potwierdzają, że nie ma się czego bać.