Narodowy Fundusz Zdrowia sięga do swojej żelaznej rezerwy finansowej. Jak ustalił Mariusz Piekarski, prezes NFZ chce uruchomić pieniądze odkładane na czarną godzinę. To efekt niższych wpływów ze składek zdrowotnych. Do budżetu wpłynęło 700 mln mniej niż planowano. Do końca roku dziura w wydatkach na zdrowie może wynieść nawet miliard złotych.
Rezerwa celowa, która ma zostać uruchomiona przez NFZ stanowi jeden procent budżetu placówki, czyli około 640 milionów złotych. Według szefowej funduszu Agnieszki Pachciarz, powinno to rozwiązać problem braku pieniędzy na opłacenie zawartych już kontraktów ze szpitalami i przychodniami.
Ten mniejszy wpływ do budżetu nie jest dla firmy groźny. Mamy rezerwy, żeby się zabezpieczyć - podkreśla Pachciarz. Były założone wyższe wskaźniki wpływów ze składek, ale jesteśmy zabezpieczeni rezerwą i ona zostanie uwolniona. Muszę się zwrócić tylko do dwóch ministrów (zdrowia i finansów - red) - dodaje szefowa NFZ.
Agnieszka Pachciarz na razie nie jest w stanie powiedzieć jak podzielone zostaną środki z uwolnionej rezerwy m.in. do których regionów popłyną pieniądze, ile trafi do szpitali a jaka część na opiekę ambulatoryjną. Cała rezerwa zostanie rozdysponowana, ale to dopiero będziemy to księgowo dzielili - mówi prezes funduszu.
Uruchomienie rezerwy celowej wcale nie oznacza, że szpitale mogą spodziewać się pieniędzy za nadwykonania. Na razie dyrektorzy upominają się o miliard złotych. Na tyle wyceniają leczenie pacjentów ponad kontrakt. Prezes NFZ mówi otwarcie "na wszystkie pieniądze nie mają co liczyć". Kontrakty były zawarte pod koniec ubiegłego roku i to jest kwestia planowania przyjęć. Sprawa nadwykonań jest monitorowana. To standard, żeby pod koniec roku dużo mówić o nadwykonaniach. Trzeba sprawdzić, czy są to procedury ratujące życie- tłumaczy Pachciarz. Jak podkreśla szefowa NFZ, często zdarza się tak, że w pierwszym półroczu placówki notują za dużo przyjęć planowych, a mogłyby tego uniknąć. Są takie przypadki, że pacjent w ogóle nie powinien trafić do szpitala - twierdzi Pachciarz.
Z analiz NFZ wynika, że na oddziałach zabiegowych od 60 do 70 procent to procedury związane z działalnością oddziału. Reszta, to tak zwane leczenie zachowawcze. W takich wypadkach - według szefowej NFZ - liczenie na pieniądze z nadwykonań nie powinno mieć miejsca. Już mamy miliard nadwykonań a około 15 procent tych procedur dyrektorzy sami określili jako ratujące życie a nie są w stanie wykazać że to procedury niezbędne. Może szpitale nie powinny przyjmować tych pacjentów, bo wystarczyło leczenie ambulatoryjne - podkreśla szefowa funduszu. Jak zapewnia, na pieniądze za leczenie pacjentów ponad kontrakt, mogą liczyć oddziały intensywnej terapii. Są to jednak procedury ewidentnie zachowawcze, gdzie przyjęciu pacjenta powinna towarzyszyć refleksja. Warto przyjrzeć się jak wygląda przyjmowanie pacjentów np. na laryngologii - dodaje.