Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ma już szczegółowe wyjaśnienia na temat incydentu podczas wizyty prezydenta Komorowskiego na Ukrainie. "Właściwe procedury nie zostały w pełni zastosowane" – ocenia resort. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, funkcjonariusze, którzy byli z prezydentem w Łucku, nie zostali zawieszeni i nadal wykonują swoje obowiązki.
Resort spraw wewnętrznych nie chce na razie mówić o szczegółach czy wskazywać winnych. Jego przedstawiciele twierdzą, że konkrety poznamy dopiero, gdy zakończy się postępowanie wyjaśniające wszczęte w Biurze Ochrony Rządu.
MSW podkreśla, że chce wyciągnąć wnioski na przyszłość z incydentu w Łucku. Na razie sprawdzane są procedury związane z ochroną najważniejszych osób w państwie. Wstępne analizy pokazują też, że część winy leży po stronie ukraińskiej, która powinna zadbać o odpowiednie zabezpieczenie wizyty polskiego prezydenta.
Reporter RMF FM Krzysztof Zasada dowiedział się, że mimo trwającego postępowania wyjaśniającego, członkowie osobistej ochrony prezydenta nie zostali zawieszeni. Przedstawiciele biura podkreślają, że postępowanie nie ma charakteru dyscyplinarnego, a dotyczy jedynie procedur.
21-latek, który rozbił jajko na ramieniu prezydenta Komorowskiego, to Iwan Szemet, aktywista "Słowiańskiej Gwardii". To mocno prorosyjska organizacja, która wspiera prawosławie. Zwalczała "pomarańczową rewolucję" i nacjonalistów popierających UPA. Część ukraińskich mediów nazywa ją organizacją antyfaszystowską. Z kolei dziennikarze z zachodniej części kraju twierdzą, że "Słowiańska Gwardia" odwołuje się do ideologii wielkoruskiej i neonazizmu.