"Ciekawe ilu uczestników w najbliższych tygodniach czy miesiącach będzie emanować energią, jaką wynieśli z tego marszu" - zastanawiał się w radiu internetowym RMF24 prof. Mikołaj Cześnik, socjolog i politolog z Uniwersytetu SWPS. "Jeśli każdy z nich tą energią, która później może się przełoży na głosy, zarazi 10 osób, to nawet przy ostrożnych szacunkach mamy miliony ludzi. Biorąc pod uwagę, że Platforma bije się o mniej więcej 5-6 milionów głosów, to jest to jakiś sposób dotarcia do dużej części elektoratu" – mówił gość Tomasza Terlikowskiego.
Mikołaj Cześnik, zapytany o to, czy można mówić o przełomie i zebraniu dużego poparcia na ulicach, odpowiedział, że raczej nie.
Zauważył też, że wczoraj zaprezentowano pewne zręby programu - odnowienia polskiej demokracji i przywrócenia demokratycznych czy konstytucyjnych wartości. Według niego, wczoraj właśnie jakaś część polskiego społeczeństwa - mniejszościowa grupa - pokazała, że chce zmian w tym zakresie.
Ten system, który obecnie mamy, to jest system, który jeśli zmieni się władza, może być w sposób bezwzględny wykorzystywany przeciwko tej partii, która dzisiaj władzę dzierży - analizował gość Radia RMF24.
Według niego marsz najbardziej wzmocnił Platformę Obywatelską, bo ona była najbardziej widoczna, jeśli chodzi o przemawiających. My mamy w opozycji do czynienia z pewnego rodzaju hegemonią. Ci mniejsi partnerzy czasami się trochę buntują, z punktu widzenia Platformy, może czasami zbyt mocno chcą dyktować swoje warunki - komentował socjolog.
Podzielił się również swoim wrażeniem po marszu, że obyło się bez żadnych zgrzytów między opozycyjnymi ugrupowaniami. Może oni dochodzą do wniosku, że jakiś rodzaj przynajmniej taktycznego sojuszu może być bardzo pożyteczny - dodał. Wyjaśnił, że być może nie wrócimy do dyskusji o jednej liście, ale o tym jak najefektywniej wykorzystać to, co było wczoraj widać. To był jakiś rodzaj nadziei, oczekiwania, jeśli nie entuzjazmu, to zadowolenia i wyczekiwania zmiany.
Tomasz Terlikowski przytoczył stwierdzenie polityków PiS, którzy powiedzieli, że marszami wyborów się nie wygrywa. Na co politolog przypomniał, że Prawo i Sprawiedliwość także organizowało marsze. To jest akurat głupi argument. Tak, oczywiście wszelkiego rodzaju zloty i konwencje nie zapewniają zwycięstwa w wyborach, ale też są istotnym elementem w pracy kampanijnej. (...) Widziałem wielokrotnie prezesa Kaczyńskiego, na przykład na różnych marszach, gdzie maszerował w pierwszym szeregu - podkreślił Mikołaj Cześnik.
Opracowanie: Wiktoria Urban