Policjanci z Bełchatowa w Łódzkiem zatrzymali 30-latkę podejrzewaną o zabójstwo swojej siedmioletniej córki i usiłowanie zabójstwa 10-letniego syna. W chwili zatrzymania kobieta była pijana - miała prawie 2 promile alkoholu w organizmie.


Według policji, w piątek po godzinie 3 w nocy mieszkanka Woli Wiązowej (gmina Rusiec) powiadomiła pogotowie ratunkowe o tym, że jej sąsiadka zabiła swoje dziecko. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, rzeczywiście znaleźli ciało siedmioletniej Klaudii. Lekarz stwierdził jej zgon. Siedmiolatka miała rany kłute klatki piersiowej.

W tym samym mieszkaniu był również 10-letni chłopiec z raną kłutą. Ranne dziecko zostało przewiezione do bełchatowskiego szpitala. Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka, życie chłopczyka nie jest zagrożone.

30-letnia matka dzieci została zatrzymana jako podejrzewana o dokonanie zabójstwa córki i usiłowania zabójstwa syna. W chwili zatrzymania była pijana. Badanie alkomatem wykazało, że miała 1,96 promila alkoholu w organizmie. Kobieta przebywa na oddziale psychiatrycznym szpitala, gdzie trafiła na rutynowe badania, ale lekarze stwierdzili, że jej stan kobiety nie pozwala na osadzenie w policyjnym areszcie.

Śledztwo w sprawie tragedii prowadzi bełchatowska prokuratura.

Ojciec dzieci jest kierowcą w firmie transportowej i może teraz przebywać za granicą. Rannym chłopcem w szpitalu ma zaopiekować się wujek. Sąsiadka, która przez ścianę mieszka z tą rodziną, twierdzi, że nikt nie podejrzewał, że może dojść do takiej tragedii, ale małżonkowie często się kłócili. Ja sobie nie wyobrażam, jestem z rodziny wielodzietnej i moja matka żadnego dziecka by nie zabiła - powiedziała.
 
Mieszkanie, gdzie zginęła 7-latka, a chłopiec został ranny, jest na pierwszym piętrze budynku, który jest częścią kompleksu przedszkolno-szkolnego. Kobieta nie pracowała z dziećmi, tylko dostała to mieszkanie od gminy.