Polska armia należy do najsilniejszych w Europie i zwiększa zdolności do obrony terytorium - powiedział w czwartek szef MON Antoni Macierewicz. Zapewnił, że nacisk na zwiększenie zdolności do samodzielnej obrony nie oznacza odwrotu od NATO.
Możemy dzisiaj powiedzieć, że rzeczywiście Polska jest bezpieczna, a polska armia na najlepszej drodze, żeby nie tylko - jak już to jest - być jedną z najsilniejszych armii w Europie, ale spełnić swoje podstawowe konstytucyjne zadanie, jakim jest zdolność obrony terytorium własnego kraju - powiedział minister na spotkaniu z internautami.
To nie znaczy, że my chcemy wystąpić z NATO, że nie chcemy korzystać z naszych sojuszy, odwrotnie, liczymy na to, że liczebność armii amerykańskiej w Polsce będzie się powiększała i na to, że polskie wojska będą spełniały swój obowiązek wsparcia naszych sojuszników, zarówno na północy, ja i na południu - zaznaczył.
Zwrócił uwagę na uproszczenie procesu wydawania zgód na przemarsz i pobyt sojuszniczych wojsk, zaznaczył, że Polska uczyniła z tego jeden z warunków udziału w mechanizmie stałej współpracy strukturalnej UE w sprawach obronności (PESCO).
Do najważniejszych dokonań ostatnich dwóch lat ponownie zaliczył uzyskanie decyzji o ciągłej rotacyjnej obecności sojuszniczych wojsk w regionie, co było jednym z postanowień szczytu NATO w Warszawie, zwiększenie nakładów na obronność, przeprowadzenie Strategicznego Przeglądu Obronnego, zniesienie limitu 12 lat służby zawodowych szeregowych, zniesienie limitów awansowych i przesunięcie części wojsk pancernych na wschód.
Wspominał, że gdy przed dwoma laty obejmował urząd, powszechna była niewiara w ulokowanie zachodnich wojsk na wschodniej flance. Według niego wynikała ona z niezrozumienia tego, że zmieniło się środowisko bezpieczeństwa.
Dodał, że "dramat smoleński" i agresywna polityka Rosji, w tym zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad Ukrainą - "zwiastuny zupełnie nowej ery w sytuacji zagrożeń dla Europy, dla świata, ale szczególnie dla Polski" doprowadziły do zmiany postaw i przekonania, że "nie chodzi o to, żeby było więcej sił szybkiego reagowania, więcej ćwiczeń, więcej tego samego, tylko że chodzi o historyczną zmianę".
Chodziło, jak dodał, nie tylko o polityczne członkostwo krajów środkowoeuropejskich w NATO, ale o fizyczną obecność wojsk. Ale to jest warunek wstępny, który jedynie stwarza przesłankę do tego, żeby Polska była silna. Warunkiem prawdziwym i ostatecznym jest wykorzystanie tej osłony zewnętrznej do tego, by stworzyć naprawdę silną armię - mówił.
Jak powiedział, jeszcze trzy miesiące przed warszawskim szczytem NATO "kluczowe" państwa sojuszu oponowały wobec planów stałego rozlokowania sił na wschodniej flance.
Macierewicz ponownie zarzucił autorom Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego przygotowanego za prezydentury Bronisława Komorowskiego błędy w diagnozie sytuacji bezpieczeństwa. Białą księgę SPBN nazwał "świadectwem skrajnej nieodpowiedzialności". Według szefa MON to "pokazuje, jak ówczesne elity bagatelizowały zagrożenia ze wschodu".
Bronił decyzji o zaangażowaniu się w działania po stronie USA. Byliśmy ze Stanami Zjednoczonymi nie dlatego, że uważaliśmy, iż coś za coś (...), ale dlatego, że mieliśmy i mamy świadomość tego, że terroryzm międzynarodowy dzisiaj jest przedłużeniem polityki i że jest jedno źródło tak naprawdę - to samo, które zagraża flance wschodniej - mówił.
To są te same siły, które są gotowe sięgnąć po przemoc, żeby zmieniać granice w Europie, które nie zawahały się strzelać do bezbronnych ludzi lotu MH-17, to te same siły, które od wielu dziesiątków lat zagrażały i zagrażają niepodległości Polski i dlatego Polska jest i będzie solidarna ze Stanami Zjednoczonymi także w zwalczaniu terroryzmu międzynarodowego - oświadczył.
Gdy jesteśmy w Afganistanie, to jesteśmy także dlatego, że rocznie z Afganistanu do Europy migruje blisko milion osób. I jeżeli nie ustabilizujemy Afganistanu, to staniemy się przedmiotem wielkiej fali migracyjnej, która zagraża naszemu bezpieczeństwu - przekonywał.
Według Macierewicza stanowisko rządu PiS "jest dokładnie takie samo, jak stanowisko całego narodu". Polska będzie przyjmowała uchodźców, którzy znajdują się w dramatycznej sytuacji, ale nie zgodzimy się na to, żeby Polskę zmieniać według zasady multi-kulti - mówił.
Przekonywał, że administracja Donalda Trumpa jest gotowa bardziej zaangażować się na wschodniej flance tak, żeby zapobiec możliwej interwencji rosyjskiej.
Jak powiedział, to dzięki polskim służbom specjalnym zachodni sojusznicy dowiedzieli się, "jak rzeczywiście wyglądają ćwiczenia Zapad, które nie ograniczają się do Białorusi, lecz w istocie obejmowały flankę od Morza Arktycznego aż po Morze Czarne".
Przekonywał, że bezpieczeństwu Polski służą powołanie wojsk Obrony Terytorialnej i planowane przez rząd PiS przekopanie Mierzei Wiślanej. Ci sami ludzie, i to w stopniu generała, którzy uważają, ze nie należy przekopywać Mierzei Wiślanej, (...) uważali że polskie siły pancerne mają bronić granicy niemieckiej i Berlina, a nie polskiej granicy wschodniej - mówił. Przeciw zamiarowi przekopu (sprzecznego także z programem ochrony tego przyrodniczo cennego obszaru) opowiadał się dowódca generalny gen. broni Mirosław Różański, argumentując, że nie da się uzasadnić tego względami bezpieczeństwa, ponieważ woda jest tam zbyt płytka, by ułatwiło to ruch jednostek pływających.
Dowodzących polską armią generałów nazwał "chyba najlepszym zespołem, który kształtował polską armię po 1939 roku". Dziękował szefowi sztabu Generalnego gen. broni Leszkowi Surawskiemu, "który w niesłychanie trudnych warunkach przejął dowodzenie polską armią". Dodał, że zmiany w systemie dowodzenia są przesądzone i to szef SGWP będzie dowodził siłami zbrojnymi w czasie pokoju.
Dziękował także dowódcy generalnemu gen. dyw. Jarosławowi Mice, wspominając, że początkowo był on przeciwny przesunięciu czołgów Leopard na wschód, dowódcy operacyjnemu gen. dyw. Sławomirowi Wojciechowskiemu, komendantowi głównemu ŻW gen. bryg. Tomaszowi Połuchowi "za skuteczne tępienie wszystkich nieprawości", dowódcy WOT gen. bryg. Wiesławowi Kukule oraz gen. bryg. Robertowi Głąbowi, dowodzącemu Garnizonem Warszawa, który - zwrócił uwagę szef MON - "nazywa się warszawski, a tak naprawdę jest rozrzucony po całej Polsce i jest jedną z ważniejszych jednostek".
(az)