Po tygodniu oswajania i pouczania kontrolerzy wzięli się w końcu za sprawdzanie biletów parkingowych w płatnej strefie w centrum Lublina. Efekt? Ponad 100 wystawionych mandatów dla kierowców, którzy zostawiali tam swoje auta, ale nie płacili za to.
Po pierwszych dwóch dniach funkcjonowania strefy płatnego parkowania w centrum Lublina zrobiło się pusto. Dlatego publicznie ogłoszono, że przez pierwszy tydzień nikt nie dostanie mandatu, a za brak biletu kierowcy będą tylko pouczania. Miejsca natychmiast się zapełniły. Kierowcy postanowili jednak skorzystać z taryfy ulgowej i nie płacili za parkowanie.
Kontrolerzy postanowili zdyscyplinować lubelskich kierowców. Ich kilkunastoosobowa grupa codziennie sprawdza, czy kierowcy płacą za parkowanie. Wiadomość o kontrolach przestraszyła wielu zmotoryzowanych. W płatnej strefie znów zrobiło się luźniej.
Opłata administracyjna za brak biletu parkingowego wynosi 50 złotych. To jedna trzecia ceny miesięcznego abonamentu. Tych ostatnich w ciągu tygodnia sprzedano zaledwie 510. To bardzo mało, biorąc pod uwagę fakt, że w strefie jest 1700 miejsc. Parkometry odnotowały 23 500 transakcji. Na razie firma nie ujawnia, ile w sumie zapłacili lubelscy kierowcy.
Zmotoryzowani mieszkańcy Lublina uważają, że 150 złotych to zbyt wysoka cena za miesięczny abonament parkingowy. Twierdzą, że gdyby był on o 30-50 zł tańszy, łatwiej byłoby im to zaakceptować. Miasto patrzy na sprawę z zupełnie innej strony. Władze twierdzą, że założony cel został osiągnięty. Podkreślają, że chodziło o to, żeby w ścisłym centrum miasta było jak najmniej pojazdów, a turyści i osoby załatwiające sprawy w śródmieściu miały możliwość zaparkowania. Do tej pory graniczyło to z cudem, bo pracownicy firm blokowali od rana do godz. 16 właściwie wszystkie miejsca parkingowe.
Lubelskich kierowców może pocieszać fakt, że pieniądze wydane na parkowanie pójdą na remonty dróg. Po odliczeniu kosztów i pensji pracowników zysk wypracowany przez strefę, powinien wynosić nawet kilkaset tysięcy złotych rocznie.