Niemodne zawodówki i technika w Lublinie. W większości szkół nie udało się zapełnić wszystkich planowanych miejsc. W niektórych utworzono o połowę mniej klas, niż planowano. Zawodówki praktycznie nie zrobiły zaś naboru.
Lubelskie Centrum Kształcenia Zawodowego. W technikum mechanicznym - mimo dodatkowego terminu naboru - wciąż wolne 83 miejsca . Wypadło słabo - nie ukrywa dyrektor Jacek Misiuk. Zamiast planowanych czterech klas utworzono tylko dwie. Nie ma chętnych. Uczniowie wolą pójść do liceum ogólnokształcącego, a dopiero potem - jak pojawia się problem z pracą, bo nie wszyscy przecież idą na studia - zaczynają zastanawiać się na zawodem - mówi. Ma to potwierdzenie w grupach policealnych. Z naborem na kursy zawodowe dla dorosłych problemu nie ma. Gdyby od razu trafili do technikum, zaoszczędziliby 3 lata nauki.
W tej szkole nie udało się stworzyć żadnej klasy zawodówki, mimo że blacharzy samochodowych na rynku pracy brakuje, a taki właśnie miał być kierunek - ubolewa dyrektor. W całym Lublinie w zawodówkach nie udało się zapełnić blisko 200 miejsc. Drugie tyle jest wolnych w technikach.
Nie pomogły tragi szkolne, akcje promocyjne, dni otwarte. Efekt nie jest zadowalający - ubolewa Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor wydziału oświaty urzędu miasta.
Licea ogólnokształcące wciąż wybiera ponad 60 procent uczniów. Pokutuje pogląd, że uczeń technikum, czy zwłaszcza zawodówki, to uczeń gorszy od licealisty. To stereotyp sprzed lat. Tymczasem rynek pracy szuka fachowców, absolwenci zatrudniani są od ręki. Przychodzą do nas zakłady pracy i jeszcze w trakcie szkoły umawiają się z uczniami. To nie tylko umowy o pracę, ale też przyzwoite płace. Zatrudniliby mimo kryzysu jeszcze więcej absolwentów, niż jesteśmy w stanie zaproponować - mówi dyrektor Misiuk. Bylibyśmy w stanie ich wykształcić, ale muszą chcieć przyjść - podkreśla.
Tymczasem od kilku lat nie udało się stworzyć żadnej klasy kształcącej np. dekarzy. Brakuje mechaników, blacharzy, ślusarzy czy krawcowych.