75 lat temu NKWD rozpoczęło likwidację obozów dla polskich oficerów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszowie. Niejednokrotnie wybaczałam i wybaczam, bo inaczej nie można po prostu - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM Krystyna Geyer ze stowarzyszenia "Rodzina Katyńska", córka zamordowanego w Charkowie majora Rudolfa Geyera. - Miałam wtedy 3 lata. Nadzieja zawsze była. Pamiętam, że czekaliśmy... - wspomina córka. Minister obrony narodowej awansował pośmiertnie majora do stopnia podpułkownika.

Krystyna Geyer: Jestem córką majora Rudolfa Geyera, który zginął w Charkowie. Mój ojciec był zawodowym wojskowym i był w ostatnich latach - od 37. roku do 39. - dowódcą Obrony Narodowej w Zawierciu. Ja miałam wtedy 3 lata, więc właściwie ojca nie pamiętam. Ponieważ zostało nas czworo dzieci... wiadomo, że warunki były bardzo trudne i w czasie wojny i po wojnie. Trudno nam było, ale wszystkie miałyśmy wykształcenie, zdobyłyśmy... czekałyśmy na ojca. 

Magdalena Jednacz: A jak się pani dowiedziała o śmierci taty? Czy mama coś mówiła? 

Wiadomo było, że zginął na wschodzie. Ostatnia kartka, która oj ojca przyszła to był 40. rok, kwiecień, Wielkanoc - to znaczy wróciła kartka, którą mama wysłała - z napisem "ujechał". No i na tym się skończyło. Domysły były, że to jest na wschodzie, ale ponieważ mój ojciec zginął w Charkowie a nie w Katyniu, a pierwsza ekshumacja była w Katyniu, dokonana wtedy przez Niemców, no więc na tej liście ojca nie było, to znaczy nie Katyń. Tak naprawdę dopiero dowiedzieliśmy się dokładnie, że to jest Charków, to w 89. roku, a był w obozie w Starobielsku. Właśnie ze Starobielska jeńcy byli rozstrzeliwani w Charkowie, to jest około 180 km. Kilka razy, chyba 6 razy byłam na cmentarzu w Charkowie, a 2 razy w Starobielsku.

A jak przyszła ta kartka, to mieliście nadzieję, że ojciec jednak... 

No, nadzieja zawsze była. Ja, jako dziecko, pamiętam, że czekaliśmy... 

Jak to wyglądało, kiedy dowiedzieliście się ostatecznie, że faktycznie ojciec nie żyje? 

Tak faktycznie... nikt nas nie zawiadomił. Ojciec uznany był za zaginionego z datą 9. maja  1945 roku - to jest data zupełnie niewłaściwa, ale ta data tak figurowała - i na tym się to skończyło. Nawet mama moja, która przeszła na emeryturę, nie mogła mieć żadnego dodatku, właśnie z tej racji, że ojciec zginął, bo odpowiedź była: nie służył w Ludowym Wojsku. Nie miał kiedy służyć. 

A czy jest pani w stanie wybaczyć tym, którzy są odpowiedzialni? 

Ja już niejednokrotnie wybaczałam i wybaczam, bo inaczej nie można... po prostu. Wielka szkoda, że w tej, obecnej sytuacji nie możemy jechać do Charkowa. Jedynie centralne uroczystości, z udziałem pana prezydenta, będą w Bykowni. A jeżeli chodzi o cmentarze, są bardzo dobrze zrobione i już tak czarno na białym, że ojciec zginął właśnie tam, to dowiedzieliśmy się poprzez Radę Ochrony, poprzez Instytut Pamięci Narodowej, bo przecież nie ja podawałam nazwisko, że zginął w Charkowie, a tabliczka jest, czyli to jest dokument. Jest w księdze cmentarnej, charkowskiej. Także to już na 100 proc. wiadomo. Teraz już wiadoma sprawa jest na 100 proc.

(md)