Sam się dziwię, że przeżyłem - powiedział po przylocie do kraju Jerzy Kos, dyrektor bagdadzkiego biura Jedynki Wrocławskiej, który po tygodniu irackiej niewoli cały i zdrowy wrócił do Polski. Drugi z porwanych pozostał w Bagdadzie.
Jerzego Kosa – jak sam powiedział dziennikarzom na lotnisku Okęcie – uwolnili żołnierze amerykańskich służb specjalnych, a cała akcja trwała dwie, trzy minuty. Zakładnicy usłyszeli lądujące śmigłowce, potem huk wysadzanych stalowych drzwi.
Przerażeni skulili się w pomieszczeniu. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że w środku są Amerykanie. Zaraz powiedzieli: „Don't worry, we are Americans”, uspokajali nas, byśmy się nie bali..
Jerzy Kos mówił, że już na drugi dzień po porwaniu dołączył do trzech uprowadzonych wcześniej Włochów. Cały czas porywacze zmieniali miejsce pobytu. Dodał, że był przetrzymywany przez porywaczy w "ekstremalnych warunkach".
Nie był jednak bity, z wyjątkiem momentu samego uprowadzenia, kiedy uderzono go kolbą pistoletu. Cały czas bał się o swoje życie:
Ostatecznie Amerykanie uwolnili wszystkich w Ramadi koło Bagdadu. Opowieść Polaka ucina spekulacje o udziale w akcji polskich żołnierzy GROM – akcję odbicia przeprowadzili amerykańscy komandosi.
Radosław Kadri, drugi z porwanych który zdołał uciec, nie wrócił do Polski. Został w Iraku, gdzie pomaga w śledztwie w sprawie porwania. Przebywa obecnie na terenie polskiej ambasady.