Zbudowany w Chrzanowie parowóz OL-49 to jedna z ostatnich tego typu działających maszyn w naszym kraju. Na co dzień stacjonuje w jedynej w Europie czynnej parowozowni, obsługującej regularne linie kolejowe w wielkopolskim Wolsztynie. „Olek” jak zwykli go nazywać miłośnicy kolei pod parą musi przejść gruntowny remont. Zajmują się nim specjaliści z Zakładu Usług Technicznych w Wągrowcu. Na pierwszy – nomen omen – ogień, do warsztatu trafił najbardziej charakterystyczny element lokomotywy. Kocioł.

Żeby móc przystąpić do kolejnych napraw, kocioł lokomotywy, wraz z popielnikiem trzeba było zdemontować z ramy i wózka lokomotywy. Najpierw stalową konstrukcję czeka piaskowanie czyli dokładne czyszczenie, zarówno na zewnątrz jak i w środku. Dla wągrowieckiego ZUT taka naprawa to debiut. Zakład dotychczas specjalizował się w naprawie i regeneracji najróżniejszych wagonów czy nieco bardziej współczesnych lokomotyw. Pracownicy zakładu przekonują jednak, że to nie problem, ale ciekawe wzywanie. Nie było chętnych na tę naprawę, byliśmy jedyni. Mieliśmy już dużo trudnych robót, które udało nam się opanować. Myślę, że z tym sobie też poradzimy - tłumaczy szef ZUT Józef Kosiński.

Pracownicy firmy demontują lokomotywę do najmniejszej śrubki. Część z elementów wymaga jedynie regeneracji, ale wiadomo już, że kilka podzespołów trzeba będzie stworzyć na nowo. Specjaliści zapewniają jednak, że wszystko jest możliwe. Jeśli zajdzie taka potrzeba - są gotowi dotoczyć i połączyć ze sobą poszczególne elementy.

Dwa kilometry rur w parowozie

Technicy odpowiedzialni za remont będą się też musieli połapać w prawdziwym labiryncie rur, których w OL-49 jest łącznie około dwóch kilometrów. Po otwarciu frontu kotła widać je w skrzyni przegrzewacza. One wchodzą w płomienice na prawo i lewo. Jedną stroną wchodzi para, a drugą wchodzi do cylindra czyli do silnika. Tam para o ciśnieniu 16 atmosfer wprowadza tłok w ruch posuwisto zwrotny. ­- wyjaśnia Krzysztof Szczepański odpowiedzialny za utrzymanie w ZUT Wągrowiec.    

Na warsztat trafił też tender parowozu czyli swoisty wagonik połączony z lokomotywą, w którym transportuje się węgiel i wodę. Tender "Olka" może pomieścić 25 m3 wody oraz 12 ton węgla. By mógł być dalej eksploatowany, trzeba wymienić praktycznie całe jego wnętrze, które nadszarpnęła korozja.  Pracownicy ZUT zdemontowali już tzw. zsuwnię czyli podłogę tendra, na której transportowany jest węgiel. Przeglądu wymagają też grodzie w komorze wodnej. Tymczasem udało się już udało się wypiaskować i zakonserwować ramę tendra. Wymiany wymagają w niej jeszcze tzw. czopy skrętu umożliwiające przesuwanie się wózka w płaszczyźnie poziomej. Co ciekawe, te nie są osadzone na łożyskach, a jedynie na sworzniach. Tę rolę pełni w nich natomiast ogromna ilość smaru.

Po remoncie specjalne testy

Po regeneracji kotła, jeszcze przed przystąpieniem do kolejnych etapów naprawy lokomotywy konieczne będą jego specjalistyczne testy. By móc otrzymać miarodajny wynik, na "płaszczu" kotła trzeba umiejscowić kilkaset punktów pomiarowych, które mają za zadanie monitorować to, czy powłoka kotła pracuje, gdzie są ewentualne nieszczelności. Wszelkiego rodzaju odchylenia od normy należy natychmiast naprawić. Od szczelności kotła zależy bezpieczeństwo maszynistów, podróżnych czy osób znajdujących się na peronie. Ciśnienie w kotle wynosi 16 atmosfer.

Parowóz OL-49 59 remontowany właśnie w Wągrowcu jest jednym z dwóch czynnych pojazdów tej serii, stacjonujących w wolsztyńskiej parowozowni. Został zbudowany w 1953 roku w Chrzanowie. Łącznie w Polsce w latach 1951-1954 wyprodukowano ich 115. Ze względu na stosunkowo niewielki nacisk na osie - parowozy tej serii idealnie nadawały się na trasy o kiepskiej nawierzchni. Problemem była za to niewielka średnica tłoków, co przekładało się na kiepskie przyspieszenie lokomotyw.

Miłośnicy kolei "pod parą" na powrót "Olka" na wielkopolskie tory będą musieli poczekać. Jego remont może potrwać nawet kilka lat.

Opracowanie: