Krakowski sąd przychylił się wniosku prokuratury i zdecydował w nałożeniu aresztu tymczasowego na Aleksandra G. Były senator został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Prokuratura podkreślała, że areszt jest konieczny z obawy matactwa i zagrożenie surową karą. Aleksander G. jest podejrzany o podżeganie do zabójstwa poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary.
Aleksander G. został doprowadzony na salę sądową w asyście dwóch policjantów w kominiarkach na twarzy. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, ręce miał skute kajdankami.
Po dwóch minutach sędzia poprosił publiczność o opuszczenie sali. Rozprawa toczyła się przy zamkniętych dla prasy drzwiach.
Już po rozprawie mec. Marek Małecki zapowiedział zażalenie na trzymiesięczny tymczasowy areszt orzeczony wobec Aleksandra G. Obrońca byłego senatora ma na to 7 dni. Małecki twierdzi, że sędzia nie zgodził się na zapoznanie z materiałami, przekazanymi przez prokuraturę, ani samym wnioskiem o tymczasowy areszt. To - jak argumentował - uniemożliwia mu skuteczną obronę.
Z tego względu oczywiście będziemy składali zażalenie. Mój klient nie przyznaje się do zarzucanego przestępstwa, poddał się w tej sprawie badaniu wariografem. To by wskazywało, że ma bardzo poważne podstawy do tego, aby wykazywać swoją niewinność - powiedział.
Obrońca Aleksandra G. nie ujawnił szczegółów badania wariografem. Prokurator też nie chciał nic na ten temat mówić.
Były senator został zatrzymany na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Według śledczych, Aleksander G. miał zlecić porwanie, a następnie zabójstwo Jarosława Ziętary.
Mamy uzasadnione podejrzenia, że gdyby pan Aleksander G. przebywał w tym momencie na wolności, mógłby bezprawnie wpływać na tok śledztwa - wyjaśnił Piotr Kosmaty z krakowskiej PA.
Proszę pamiętać, że zdarzenie miało miejsce 22 lata temu. Proszę pamiętać, czym dysponujemy. Badaliśmy oczywiście ślady DNA, szeroko wykorzystujemy też badania wariograficzne, wykorzystywany jest szereg nowoczesnych metod. Bardzo ciężko jest do czegoś dotrzeć, ale wierzymy w to, że będziemy szli do przodu - podkreślił prokurator Kosmaty. Zgromadziliśmy materiał dowodowy, który w naszej ocenie uzasadnia przedstawienie zarzutu panu Aleksandrowi G. Przedstawiłem mu te zarzuty, stwierdził, że nie wie, o co chodzi, odmówił składania wyjaśnień, nie przyznał się - dodał.
We wtorek prokurator Artur Wrona, pytany na konferencji prasowej o motywy zabójstwa dziennikarza, odpowiedział, że "najogólniej było to związane z pracą, jaką wykonywał Ziętara, który przygotowywał różne materiały do swoich relacji dziennikarskich".
Według ustaleń dziennikarza śledczego RMF FM Marka Balawajdra, Ziętara miał znaleźć dowody mające świadczyć o powiązaniach między budującym swoje finansowe imperium Aleksandrem G. a światem przestępczym i - co ważne - służbami specjalnymi. Według naszych informacji, dziennikarz chciał opublikować artykuł w tej sprawie. Aleksander G. dowiedział się o tym i miał sugerować pobicie, a później zabójstwo Ziętary.
Dziennikarz zaginął 1 września 1992 roku w drodze do pracy. Do dzisiaj nie udało się odnaleźć jego ciała.
Dawny kolega Ziętary, dziennikarz "Głosu Wielkopolskiego" i członek Komitetu Społecznego "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary" Krzysztof M. Kaźmierczak powiedział reporterowi RMF FM Adamowi Górczewskiemu, że Ziętara "interesował się Aleksandrem G. jako człowiekiem, który był w świecie zarówno polityki, jak i biznesu".
Był to człowiek, który wtedy bardzo wiele znaczył. Obecnie jest gdzieś tam na dole, wypadł z pierwszej ligi biznesmenów, ale wtedy był to jeden z najbogatszych ludzi w Polsce i człowiek, który miał duże wpływy. To był człowiek, który wiedział o tym, że nastąpią zmiany przepisów dotyczące walut, i potrafił przekuć tą wiedzę na otwarcie sieci kantorów, na czym bardzo dobrze zarobił - podkreślał Kaźmierczak. Bez wątpienia panem senatorem zajmowały się w tamtym czasie również służby specjalne. UOP zajmował się wszystkimi ludźmi, którzy korzystali na okresie przełomu, którzy potrafili działać na granicy prawa, wykorzystywać luki prawne - dodał.
Zauważył również, że służby specjalne interesowały się także samym Ziętarą. Mamy dowody na to, że Jarka próbowano zarówno zwerbować do pracy, jak i pozyskać go jako współpracownika, gdy odmówił pracy. To jest obecnie bezdyskusyjnie potwierdzone dokumentami znalezionymi w archiwach - stwierdził Kaźmierczak i dodał: Naszym zdaniem, oni - żeby Jarka zachęcić, żeby może zdecydował się na współpracę - dzielili się z nim informacjami i były to informacje potencjalnie niebezpieczne.
O przełomie w śledztwie krakowskiej prokuratury Kaźmierczak powiedział, że jest on zaskoczeniem. Aleksander G. był w tamtym czasie, początku lat 90., jednym z liczących się biznesmenów. Był jednym z ludzi, którymi Jarek Ziętara się interesował - w tym sensie nie jest to zaskoczenie. Natomiast na pewno jest zaskoczeniem, że miał on być osobą podżegającą, skłaniającą do zabójstwa Jarka - podkreślił. G. był w puli ludzi, którymi Jarek się zajmował. Mogły być to tematy niebezpieczne, natomiast działanie prokuratury zaskoczyło nas. W sensie pozytywnym - zaznaczył.
Aleksander G. to były aktywny działacz PZPR, pracownik Służby Bezpieczeństwa, współpracownik tajnego wywiadu PRL. Gdy w 1989 roku padał poprzedni system, G. założył pierwszą polską sieć kantorów. Rok później był już - według tygodnika "Wprost" - najbogatszym Polakiem. Wtedy też wszedł do spółki Art-B, która wkrótce stała się symbolem największej afery pierwszych lat wolnej Polski. To wtedy zaginął Jarosław Ziętara.
Za przywłaszczenie miliardów starych złotych z Art-B Aleksandra G. zatrzymał UOP. Zaczął się proces, ale biznesmenowi udało się zostać senatorem. Osiem lat później, w 2001 roku, został jednak aresztowany za oszustwa podatkowe i celne. Po skazaniu odsiedział dwa wyroki, w tym jeden ośmioletni.
(j.)