Nie żyje Jerzy Stuhr. Ceniony aktor, reżyser filmowy, teatralny, operowy, scenarzysta, rektor, profesor, pedagog. Wielokrotnie nagradzany. W kwietniu skończył 77 lat. Aktor od lat miał poważne problemy zdrowotne, walczył z nowotworem, przeszedł zawał.
Jerzy Stuhr zagrał w ponad 60 produkcjach. Wszyscy znają go m.in. z ról w "Wodzireju", "Seksmisji", "Kingsajzie", "Uprowadzeniu Agaty" czy "Kilerze".
Pojawiał się też na ekranie w produkcjach, które sam wyreżyserował, takich jak "Historie miłosne", "Tydzień z życia mężczyzny", "Duże zwierzę", "Korowód" czy "Obywatel".
Jerzy Stuhr pracował też we włoskim kinie. Mogliśmy go oglądać na ekranie m.in. w filmie "Habemus papam" Naniego Morettiego, gdzie wcielił się w rolę rzecznika Watykanu.
W jednej z rozmów dziennikarka RMF FM Katarzyna Sobiechowska-Szuchta pytała Jerzego Stuhra, które swoje role uważa za najważniejsze.
Na pewno "Wodzirej" - to była rola, która była ważna na tamten czas. Role w moich filmach są mi bardzo bliskie. "Historie miłosne", "Duże zwierzę", "Tydzień z życia mężczyzny" - wyliczał aktor.
Stuhr odniósł się też ról teatralnych, które mają dla niego szczególne znaczenie. "Zbrodnia i kara" - angielski krytyk do Oliviera mnie porównał. To był słynny spektakl Andrzeja Wajdy w Starym Teatrze w latach 80. - mówił. Wspominam też rolę, która wcale nie była takim wielkim sukcesem. "Hamleta" grałem u Andrzeja Wajdy na początku lat 80. Wchodziłem, a tu ludzie mówią: "niemożliwe, żeby wodzirej w Hamleta się przemieniał". Ile ja czasu musiałem stracić w czasie spektaklu, żeby tych ludzi przekonać, że ja mam prawo zagrać Hamleta, że ja też coś mam do powiedzenia tą rolą? Nie zawsze się to udawało. W związku z tym wspominam tę rolę jako mękę - przyznał Stuhr.
To wielkie szczęście w moim zawodzie miałem, że to ja wybierałem. Na szczęście miałem tyle propozycji, że mogłem to robić. Ja sobie byłem sterem - wspominał Jerzy Stuhr w innej rozmowie z RMF FM. Przyznał też, że aktorstwo bywa bardzo upokarzające, gdy się jest pod władzą "dyrygentów showbiznesu". Tego pilnowałem całe życie, żeby mieć komfort życia codziennego i nie być upokorzonym - podkreślał aktor.
W ostatnich latach mogliśmy oglądać Jerzego Stuhra m.in. w filmie "Sonata" Bartosza Blaschke czy serialu "Mój agent", w którym wystąpił w roli samego siebie.
Młodsi z pewnością kojarzą głos Jerzego Stuhra, bo dubbingował wiele popularnych bajek. Był m.in. osłem ze "Shreka", smokiem Mushu w "Mulan", Gargamelem w "Smerfach". Podkładał głos także pod Rafikiego w remaku disnejowskiej animacji "Król Lew".
Stuhr miał też na swoim koncie wiele audiobooków. W rozmowie z Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą mówił, że podchodzi do tej pracy bardzo poważnie i traktuje najmłodszych odbiorców jak partnerów. Ile ja tego nagrałem! Całe dzieciństwo to będzie (dla kogoś - przyp. red.) mój głos. Wie pani, jaka to radość! Ile razy na ulicy mnie dzieci rozpoznają po głosie. "O, to ten pan, który czytał Mikołajka" - opowiadał.
Jerzy Stuhr brał też udział w nagraniu charytatywnego audiobooka "Bajki oparte na faktach" z wierszami Juliana Tuwima.
Jerzy Stuhr otrzymał mnóstwo nagród i wyróżnień, w tym nagrodę główną Złote Lwy 22. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za "Historie miłosne", a wcześniej dwukrotnie brązowe Lwy Gdańskie najpierw dla Najlepszego aktora, a później za Najlepszą rolę drugoplanową.
W 2008 otrzymał Złotą Kaczkę, zostając wybranym najlepszym aktorem komediowym stulecia. Uhonorowano go statuetką Orzeł 2018 za osiągnięcia życia. Otrzymał także Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski "za wybitne zasługi dla kultury polskiej, za osiągnięcia w twórczości artystycznej oraz działalności pedagogicznej, Laur Krakowa XXI wieku, Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", a także ...Order uśmiechu.
Choć widzowie w większości znają go głównie z filmów, nie mniej ważny, o ile nie ważniejszy był w jego życiu teatr. Pracował w nim m.in. z Andrzejem Wajdą, Jerzym Jarockim czy Konradem Swinarskim.
Jerzy Stuhr ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim i Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Podczas studiów związany był z krakowskim Teatrem STU, a po dyplomie został zaangażowany do Starego Teatru w Krakowie.
W 1980 r. Stuhr wyjechał do Włoch, gdzie w kolejnych latach wystawiał spektakle teatralne. Od lat 90. wiele reżyserował, między innymi w Teatrze Ludowym w krakowskiej Nowej Hucie.
Stuhr mocno poświęcił się także pracy pedagogicznej. Dwukrotnie obejmował stanowisko rektora Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Zasiadał także w radzie ds. kultury przy prezydencie Rzeczpospolitej.
Jerzy Stuhr był ojcem aktora Macieja Stuhra oraz artystki malarki Marianny Stuhr.
Jerzy Stuhr angażował się także w projekty społeczne. Był m.in. Przewodniczącym Rady Fundacji Krakowskiego Hospicjum dla Dzieci imienia księdza Józefa Tischnera. Aktor wspierał Hospicjum od 2004 roku.
We wrześniu 2011 Jerzy Stuhr w związku z problemami z gardłem trafił na leczenie do szpitala. Lekarze potwierdzili nowotwór krtani. Ale aktor miał poważne problemy zdrowotne już wcześniej - przeszedł m.in. zawał serca.
Po własnym doświadczeniu choroby nowotworowej Stuhr włączył się wraz z żoną w budowanie pierwszego w Polsce stacjonarnego Centrum Psychoonkologii, które udało się otworzyć w Krakowie w październiku 2014 roku. Był też ambasadorem tej placówki i wspierał jej działania.
Jerzy Stuhr był też autorem kilku książek - to m.in. "Stuhrowie. Historie rodzinne", "Ja konta bas" i "Tak sobie myślę". Ta ostatnia to swego rodzaju dziennik czasu zmagania się z chorobą nowotworową.
Za paręnaście lat ktoś, kto będzie pisał o mnie pracę magisterską, weźmie to i będzie się chciał czegoś dowiedzieć, nie tylko o moich umiejętnościach, ale też o moich poglądach w danym momencie mojego życia - mówił Jerzy Stuhr w wywiadzie dla RMF FM z 2012 r. Już kilka razy przyrzekałem sobie: będę kontynuował pisanie, bo to jest moja pasja. Ja się w życiu chyba pomyliłem z zawodem. I nigdy mi się to nie udawało, kiedy byłem w czynnym życiu artystycznym. Zawsze choroby wymuszały u mnie inny stan skupienia, sprzyjający właśnie - cudownemu zresztą - nastrojowi brania pióra do ręki - tłumaczył aktor. W innym wywiadzie dla RMF FM przyznał, że czytanie jest dla niego jedyną prawdziwą rozrywką.
Filmy - jak nie są po mojej myśli - to mnie męczą bardzo szybko, a książka? Przedzieram się przez nią, zaczynam ją lubić, a potem już żyję z jej bohaterami. I to jest dla mnie fascynujące spędzanie wolnego czasu - mówił Jerzy Stuhr w 2014 r. "Lalka" Prusa to jest książka mojego życia. Jak miałem piętnaście, szesnaście lat to się w niej zakochałem. Mam ją do dzisiaj - zdarta potwornie stoi na mojej półce i tylko czeka na moment, kiedy do tej wiernej - już może nie kochanki - a przyjaciółki wrócę - opisywał.
22 lutego w warszawskim Teatrze Polonia premierę miał "Geniusz" Tadeusza Słobodzianka. Jerzy Stuhr wyreżyserował ten spektakl i grał w nim Konstantina Stanisławskiego - twórcę "Metody" - kanonicznego do dziś systemu reguł gry aktorskiej. W lutym - w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Bogdanem Zalewski - aktor przyznał, że traktuje tę rolę jako swoiste podsumowanie.
To jest taki trochę hołd całej mojej pracy w teatrze w kierunku Stanisławskiego. Całe życie gdzieś mi towarzyszył - w Polsce i za granicą, na różnych seminariach, w szkołach itd. To takie podsumowanie mojej pedagogicznej drogi - tłumaczył w rozmowie z RMF FM Jerzy Stuhr. Całe życie uczyłem tego zawodu według kryteriów Stanisławskiego. Cały czas gdzieś to jest mi bliskie - dodał.
Medialne poruszenie wywołała informacja, że
rolą w "Geniuszu" Jerzy Stuhr chce się pożegnać z widzami. Aktor tłumaczył w rozmowie z Bogdanem Zalewskim powody tej decyzji.
Teatr jest ciężką robotą. Coraz trudniej mi znaleźć siły na ten duży psychiczny i fizyczny wysiłek - opisywał. Niech sobie ktoś, kto ma 76 lat, wyobrazi, że poszedłby co wieczór przed ludzi, pokazać się i coś im ciekawego powiedzieć - tłumaczył w lutym. Jednocześnie zastrzegał, że wciąż ma "ciągoty filmowe".
Nie każdy ma odwagę wyjść przed ludzi, a ja całe życie co wieczór wychodzę przed ludzi. Niech sobie pan to wyobrazi, że codziennie wieczór musi pan egzamin przed publicznością zrobić - zauważył Stuhr.
W maju Bogdan Zalewski przeprowadził z Jerzym Stuhrem specjalny wywiad z okazji 40. rocznicy premiery "Seksmisji" wyreżyserowanej przez Juliusza Machulskiego. Aktor przyznał, że "Seksmisja" to dla niego jeden z wielu filmów, w których wziął udział. Nie uznaje go za szczególnie istotny. Stwierdził wówczas nawet, że rola Maksa Paradysa w pewien sposób mu ciąży.
Zwykli ludzie na ulicy zawsze kojarzą mnie z bohaterem tego filmu - mówił RMF FM Jerzy Stuhr. Bardzo usilnie pracowałem, żeby obraz tego bohatera trochę odwrócić w innych filmach - zwrócił uwagę.
Stuhr wspominał, że cieszyły go reakcje widzów na "Seksmisję" i lubił je obserwować, gdy film był wyświetlany w kinach.
Największą radość miałem tu, w Krakowie, gdy w Kinie Kijów szła "Seksmisja". Podchodziłem pod kino z tyłu i patrzyłem na ludzi, którzy pierwszy raz od 2,3,4 lat byli roześmiani. To była terapia tego filmu - mówił aktor.
W rolę Alberta Starskiego, który razem z Maksem zgodził się poddać hibernacji, wcielił się w "Seksmisji" Olgierd Łukaszewicz. Jerzy Stuhr zwrócił uwagę, że reżyser oczekiwał zupełnie innego stylu gry od niego i Łukaszewicza.
Mój bohater był skrojony na miarę Polaka, zwykłego obywatela. Machulski mówił: "Ty, Olo, graj jak u Zanussiego" - opisywał aktor w rozmowie z Bogdanem Zalewskim. Z uśmiechem przyznał, że sam był w tym filmie daleki od standardów znanych z kina moralnego niepokoju.
To nie był łatwy gatunek. To była komedia science fiction w polskich warunkach. Pierwszy raz się spotkałem z takim gatunkiem - mówił RMF FM Jerzy Stuhr.