Uczciwi, ciężko pracujący i wykorzystywani czy może leniwi, brudni i niestroniący od alkoholu? Wracamy do sprawy Polaków, zatrudnionych w okolicach hiszpańskiego miasta Albacete przy zbiorze winogron. Ich żony narzekają na pracodawców, pracodawcy – na polskich pracowników.
Mężczyźni spali w szopie koło chlewu, bez ciepłej wody, w brudzie, i te warunki nie zmieniły się – skarżą się żony pracujących w środkowej Hiszpanii Ślązaków. Polakom na jakiś czas zabrano także paszporty.
Jest jednak także druga strona medalu. Przedstawicielka stowarzyszenia rolników, które zatrudniło Polaków, odpiera te zarzuty i kontratakuje. W rozmowie z naszą korespondentką stwierdziła, że Ślązacy mieszkają w dobrych warunkach, a paszporty zabrano im tylko na kilka dni, by załatwić formalności, m.in. prawo pobytu.
Przedstawicielka hiszpańskiego pracodawcy twierdzi też, że kilkudziesięciu z trzystu zatrudnionych w Albacete Polaków regularnie się upija. Dojść miało także do kilku incydentów z policją. - Niektórzy nie wstają do pracy, bo całe dnie pijani leżą w łóżkach. Jednak wielu zatrudnionych pracuje bardzo dobrze - tłumaczy. Dodaje, że w przyszłym roku w związku z niepokojami agencja raczej nie zatrudni już Polaków.
Niestety fakty te potwierdzili też policjanci i lekarze ze szpitala, do którego przewieziono pijanych pracowników z Polski. Doszło do tego, gdy kierowca autobusu, który miał ich odwieźć, odmówił prowadzenia pojazdu. Na mężczyznę posypały się puste puszki po piwie, w pojeździe wymiotowano, a nawet załatwiano potrzeby fizjologiczne. Do tej listy zarzutów dołącza się jeszcze przedstawicielka hiszpańskiego pracodawcy, która twierdzi, że została uderzona przez jednego z naszych rodaków, gdy odmówiła zorganizowania im wycieczki na Ibizę.
Do sprawy polskich pracowników w Albacete będziemy jeszcze powracać. Jedna z polskich grup dostała już wypłatę, a za kilka dni ma wrócić do Polski.