Aktywista islamskiej bojówki Hamasu, Amer Hudeiri zginął wczoraj w ataku izraelskiej armii. Według relacji świadków, w jego samochód trafiły dwa pociski rakietowe, wystrzelone przez izraelskie śmigłowce. Tymczasem izraelski premier Ariel Szaron kategorycznie wykluczył możliwość przybycia na Bliski Wschód międzynarodowych obserwatorów, którzy monitorowaliby trwający od wielu miesięcy konflikt izraelsko-palestyński.
Aktywista Hamasu zginął w mieście Tulkarem na Zachodnim Brzegu Jordanu. Izrael przyznał się do tego zamachu. Władze w Jerozolimie wielokrotnie podkreślały, że będą kontynuować strategię tropienia i likwidowania działaczy palestyńskich bojówek, organizujących zamachy bombowe w Izraelu. Tymczasem izraelski premier Ariel Szaron kategorycznie wykluczył możliwość przybycia na Bliski Wschód międzynarodowych obserwatorów, którzy monitorowaliby trwający od wielu miesięcy izraelsko-palestyński konflikt zbrojny. "Chcę powiedzieć jasno, Izrael nie zaakceptuje żadnej międzynarodowej interwencji" - powiedział przebywający w Stanach Zjednoczonych Szaron. Starcia między Izraelczykami a Palestyńczykami trwają od jesieni ubiegłego roku, zginęło w nich już kilkaset osób. Przybycia obserwatorów domagają się przede wszystkim władze Autonomii, twierdząc, że ochronią oni Palestyńczyków przed międzynarodową agresją. Na Bliskim Wschodzie są już przedstawiciele amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej, ale Autonomia oskarża ich o stronniczość.
Foto: Archiwum RMF
01:30