Istnieje dokument pozwalający na działania BOR-u w związku z okupacją przez pielęgniarki Kancelarii Premiera w czerwcu ubiegłego roku. Szef kancelarii obecnego szefa rządu potwierdził informację, którą pierwszy podał RMF FM. Były premier sprawy nie komentuje, twierdząc, że to odciąganie uwagi społecznej od tego, co się w Polsce dzieje. Sprawa zagłuszania rozmów pielęgniarek trafiła do prokuratury.
Tomasz Arabski nie chciał ujawnić treści poufnego dokumentu. Według naszych informacji, domniemana zgoda na zagłuszanie telefonów z podpisem Jarosława Kaczyńskiego nie mówi wprost o "zagłuszaniu". Jest to polecenie służbowe premiera dla szefa BOR-u o podjęcie "działań w celu zabezpieczenia budynku w trakcie okupacji pielęgniarek, w tym działań, które zapewnią bezpieczeństwo teleinformatyczne".
A ten zapis – jak mówi RMF FM Tomasz Arabski - może być szeroko interpretowany. Z szefem kancelarii Donalda Tuska rozmawiał reporter RMF FM Mariusz Piekarski:
Dokument jest datowany na 26 czerwca, gdy pielęgniarki, po siedmiu dniach, opuszczały budynek Kancelarii Premiera. Jest też opatrzony klauzulą „poufne”, choć to zwykłe polecenie służbowe, które zazwyczaj są jawne.
Jak ustalili reporterzy RMF FM, na razie ta notatka służbowa nie znajduje się wśród załączników do zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, który złożył szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Sprawą zagłuszania zajmie się Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Jeśli prokuratura wystąpi o ten dokument, oczywiście udostępnimy go - mówi RMF FM Tomasz Arabski, szef kancelarii Donalda Tuska.
Zdaniem ministra sprawiedliwości, jest prawdopodobne, że zagłuszanie rozmów telefonicznych pielęgniarek było niezgodne z prawem. Gdyby było zgodne z prawem i od razu prokuratura by to stwierdziła, to takiego postępowania by nie podejmowano - wyjaśnił Zbigniew Ćwiąkalski.
Nie mam zamiaru zajmować się tego typu sprawami – tak pytanie naszego dziennikarza o podpisany przez siebie dokument zbył Jarosław Kaczyński. Były premier stwierdził, że „to manipulacja, a media próbują zrobić ze sprawy całkowicie nieważnej - ważną”. Dodał, że jeżeli będzie śledztwo w tej sprawie, to na każde pytanie odpowie. Zaznaczył, że według niego śledztwo jest nadużyciem samym w sobie.
Były premier zarzucił także radiu RMF FM, że ujawniło informacje o zagłuszaniu pielęgniarek dlatego, że ma niemieckiego właściciela. Tę wypowiedź szefa rządu komentował - między innymi w telewizji TVN - dziennikarz RMF FM, Konrad Piasecki: Jestem zdziwiony wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego. Niedawno przeprowadzałem z nim wywiad. W czasie rozmowy wspólnie z byłym premierem ingerowaliśmy nie tylko w wewnętrzne sprawy Polski, ale nawet PiS-u. Mówiliśmy o jego przyszłości, o sukcesji w PiS-ie, o planach jego brata. I wtedy Jarosław Kaczyński nie zastanawiał się, czy uczestniczy w debacie prowadzonej przez medium niemieckie, francuskie, angielskie, czy amerykańskie lub polskie. Myślę, że wtedy Kaczyński bardziej interesował się tym, że słucha go ponad 8 milionów ludzi. Dziwi mnie, że były premier zamiast odpowiedzieć na pytania, jakie stawiamy w imieniu swoim ale też naszych słuchaczy i zamiast ujawnić, jak wyglądała historia zagłuszania pielęgniarek, woli zaatakować medium, które jako pierwsze podało informację o dokumencie przez niego podpisanym.
Nie byłem świadkiem, nie widziałem tego typu dokumentu, w którym wydawane byłyby jakieś polecania dla Biura Ochrony Rządu, dotyczące protestu pielęgniarek - zapewnia Gosiewski. Były wicepremier dodaje, że Biuro Ochrony Rządu miało prawo reagować na okupację budynku, bo pielęgniarki protestowały tam nielegalnie: Zadaniem BOR-u jest ochrona budynków rządowych. Obowiązkiem BOR-u jest interesowanie się tego typu sprawami.
Pierwszy o zagłuszaniu rozmów w kancelarii powiedział w RMF FM były szef MSWIA Janusz Kaczmarek. Według niego sprzęt do zagłuszania został wypożyczony od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W czerwcu ekipa Kaczyńskiego zaprzeczała, że telefony są zagłuszane. Kilkanaście dni temu BOR przyznał, że taką decyzję wydało MSWiA.
W czasie, gdy pielęgniarki przebywały na terenie Kancelarii Premiera, dowożono tam specjalistyczny sprzęt, by wzmocnić zagłuszanie, bo siostry wychylając się z okna, miały kontakt z koleżankami przed budynkiem. Jak ustalił RMF FM, sprowadzanie sprzętu i decyzje były podejmowane ustnie, podczas nieformalnych rozmów, a dopiero gdy pielęgniarki opuściły budynek, zadbano o to, by na całą operację był jakiś dokument.