Wciąż są fakty, które nie należą do powszechnej wiedzy o początku II wojny światowej - przyznaje Jan Daniluk z gdańskiego oddziału IPN w rozmowie z reporterem RMF FM Kubą Kaługą. "Pierwszy września to nie tylko Westerplatte, to nie tylko Poczta Polska" - dodaje.

Kuba Kaługa: Gdańsk, 1 września - Są takie miejsca, w których rozegrała się tragiczna historia, a o których społeczeństwo może nie wie, może nie pamięta?

Jan Daniluk: Z pewnością miejscem zapomnianym, które gdzieś umyka w naszej świadomości nawet nie tylko części Gdańszczan, ale również historyków, jest budynek dyrekcji kolei. Dzisiaj na ulicy dyrekcyjnej pełni niemalże tę samą funkcję. 1 września 1939 roku była to siedziba wielu instytucji, stowarzyszeń polskich. No i jako takie było wytypowane przez stronę niemiecko-gdańską jako obiekt do zajęcia przez połączone siły SA i SS.

Podobnie jak chociażby Poczta Polska?

Zgadza się, podobnie jak Poczta Polska czy wojskowa składnica tranzytowa na Westerplatte, czy jak szereg innych, łącznie kilkunastu obiektów na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Przy czym tylko w trzech miejscach tego dnia padły ofiary śmiertelne, padły strzały. Oczywiście poza Westerplatte i Pocztą Polską to jest właśnie ów budynek dyrekcji kolei. W nie do końca wyjaśnionych okolicznościach został tam zastrzelony harcmistrz Jan Ożdżyński. I do dzisiaj wielu Gdańszczan, jeżeli tylko będzie tam przechodziło, może zauważyć nawet tablicę pamiątkową poświęconą harcmistrzowi...

Kwiatów w trakcie oficjalnych uroczystości tam się nie składa...

Z tego, co orientuję się, to nie... przynajmniej nigdy nie widziałem. A być może warto by było, bo to jest jednak element historii, tej tragicznej historii tutaj w Gdańsku. Harcmistrz został zastrzelony, oprócz niego jeszcze jedna osoba została raniona. Tak jak wspomniałem: nie do końca są jasne okoliczności w jaki sposób do tego doszło. I to też jest pewien ślad tego, że gdzieś wydawałoby się, że te 73 lata od tych wydarzeń tragicznych 1 września 39 roku wszystko powinno być już dobrze opracowane. Okazuje się, że nie i czasem w takich podstawowych kwestiach wciąż jeszcze wiele brakuje.

A czy on próbował bronić tego budynku, czy był to jakiś brutalny atak?

Faktem jest, że siły niemieckie, siły gdańskie tutaj atakowały czy próbowały zajmować różne obiekty z wielokrotną przewagą. Tutaj, tak jak wspomniałem, nie wiadomo, czy on posiadał broń czy stawiał opór. Faktem jest, że ten budynek zaatakowały gdańskie SS pod wodzą Kurta Eimanna, dowódcy później niesławnego Wachsturmbann "Eimann" jednostki zbrodniczej odpowiedzialne między innymi za egzekucję w Piaśnicy. Dowódca Eimann bezpośrednio kierował akcją zajęcia tego budynku. Znany był z brutalności więc niewykluczone, że ten harcmistrz Ożdżyński został po prostu zastrzelony. Tak jak wspomniałem: nie do końca te okoliczności są jeszcze jasne. Trzeba je badać, trzeba jeździć do archiwów niemieckich weryfikować dane.

Ktoś to robi?

Tak, ale tych osób jest moim zdaniem zdecydowanie za mało. To wynika z kwestii przerwy pokoleniowej, kiedy tematem II wojny światowej stosunkowo niewiele osób się zajmuje, myślę pod kątem lokalnym. Też jest pewnie dla wielu młodych historyków i dla tych starszych bariera językowa. Jeżeli chcemy coś nowego pisać na temat wojny, coś co wnosi nową jakość do naszej historiografii trzeba w głównej mierze opierać wiedzę na archiwach, które wcześniej nie były tak dostępne jak dzisiaj, głównie Berlin, Fryburg czy Monachium.

A są jeszcze takie fakty, które nie są tą powszechną wiedzą o początku II wojny światowej?

Oczywiście. Mówimy oczywiście o skali lokalnej. Stosunkowo słabo znany jest fakt, że tutaj na granicy Sopotu przebiegała granica między Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem. Gdynia to oczywiście była już II Rzeczpospolita. W Gdyni przy granicy stacjonowało polskie wojsko i strona gdańska liczyła się z tym, że być może Polacy kontr uderzą i będą próbowali zajmować Sopot. Ludność była przygotowana do ewakuacji. Właśnie w tych pierwszych dniach wrześniowych, kiedy doszło do wymiany ognia między stroną gdańską na granicy sopocko-gdyńskiej a Polakami część pocisków spadła na teren Sopotu wzbudziła częściowo panikę. To też jest taka ciekawostka, którą myślę, że warto byłoby mieć na uwadze. Pierwszy września tutaj to nie tylko Westerplatte, to nie tylko Poczta Polska.

A jakie to były pociski? Jak zareagowali mieszkańcy Sopotu?

To były pociski artyleryjskie, pociski moździerzowe, granaty. One większych szkód nie zrobiły. Większy oddźwięk wśród nastrojów społeczeństwa niemieckiego - spowodowały częściową panikę. Część pocisków, granatów spadła na cywilne domy czy na ulice. Wzbudziło to wśród części mieszkańców, przygranicznej części mieszkańców Sopotu panikę. Ludzie zaczęli się gromadzić przy rewirach policyjnych, przy komisariatach policji gdańskiej tutaj w Sopocie. Oczywiście strona niemiecka uspokajała niemniej jednak trzymała rękę na pulsie. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że korpus interwencyjny, który miał w momencie wybuchu zatargu gdańsko-polskiego wkroczyć do Wolnego Miasta Gdańska kilka dni przed wybuchem wojny został wycofany i tutaj poza Gdynią Polacy nie mogli liczyć na żadną pomoc w tym momencie. Wówczas strona gdańska nie zdawała sobie sprawy, czy Polacy wkroczą do Sopotu czy też nie.

Czyli Niemcy nie wiedzieli wtedy o tym?

Nie byli przekonani, czy Polacy nie będą chcieli wkroczyć do Sopotu od strony Gdyni.