Synoptycy przyznają, że mrozy w najbliższym czasie nam nie grożą. Po ciepłym listopadzie, czeka nas dość ciepły grudzień. Nic dziwnego, że wielu z nas nawet nie włącza kaloryferów, a w punktach sprzedaży węgla też nie ma zbyt dużego ruchu. Nie oznacza to jednak, że uda się zaoszczędzić trochę grosza.
O ile bowiem w piecu rzeczywiście na razie nie trzeba dużo palić, to zapas węgla i tak się przyda. Tona tego surowca podrożała zaś w ciągu kilku lat niebotycznie. Parę lat temu płaciliśmy za tonę 400 złotych - teraz 800. Nic więc dziwnego, że sprzedawcy węgla przyczyn małego ruchu w interesie upatrują nie tyle w łaskawej aurze, co w chudszych portfelach Polaków.
Niewiele lepiej jest w blokach - kaloryfery zakręcone, okna plastikowe, ściany ocieplone, ale opłaty wcale nie spadają. Czynsz poszedł w górę, gaz poszedł w górę, za ogrzewanie też pewnie więcej zapłacimy, nawet jeżeli będziemy grzali mniej - zauważa pan Marcin z osiedla Mokre w Toruniu.
Więcej zapłacimy właśnie dlatego, że grzejemy… mniej. Łaskawa pogoda sprawia, że spółdzielnie zamawiają mniej ciepła. Jak tłumaczy Wojciech Piechota, od lat dziewięćdziesiątych zapotrzebowanie na energię cieplną w spółdzielni Na Skarpie w Toruniu spadło o połowę. Niestety, przy spadku zamówionej mocy o 50 proc., dostawca przekłada to również na swoje ceny. W efekcie mimo oszczędności, mieszkańcy tak naprawdę płacą tyle, co kiedyś - podsumowuje. W ten sposób kółko się zamyka...