Rzecznik rządu dementuje doniesienia "Naszego Dziennika", jakoby Radosław Sikorski dostał zakaz publicznych wypowiedzi na temat swojego poniedziałkowego wystąpienia w Berlinie. Według gazety, wdawania się w polemikę z oponentami miał zabronić szefowi MSZ Donald Tusk. Te informacje krótko skomentował w swoim profilu na Twitterze Paweł Graś: To kompletne brednie.
Sikorski przemawiał w poniedziałek na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej. W swoim wystąpieniu twierdził, że Niemcy - jako największa gospodarka Unii - powinni "przewodzić reformom" w czasie kryzysu, bo nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Prawdopodobnie będę pierwszym polskim ministrem spraw zagranicznych, który tak mówi, ale to powiem: mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności - mówił. Przekonywał też o potrzebie reform unijnych instytucji w kierunku ściślejszej integracji. Zaproponował ogólnoeuropejską listę kandydatów do europarlamentu, a także połączenie stanowisk szefa Komisji Europejskiej i przewodniczącego Rady Europejskiej.
Wystąpienia szefa polskiego MSZ nie chciała oficjalnie komentować Komisja Europejska, natomiast nieoficjalnie brukselscy urzędnicy bardzo je chwalili. Sikorski zebrał też pozytywne oceny w mediach europejskich i za Oceanem. W Polsce natomiast przemówienie ostro skrytykowały Prawo i Sprawiedliwość oraz politycy Solidarnej Polski. PiS złożył nawet wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra. W uzasadnieniu wniosku posłowie napisali, że Minister Spraw Zagranicznych wypowiadając się w ten sposób i zamierzając realizować taką politykę, sprzeniewierza się zadaniom, jakie stawia przed nim Konstytucja RP.
Donald Tusk wypowiedział się w tej sprawie dopiero wczoraj. Jak stwierdził, "kierunek i zasadnicze tezy wystąpienia były przez niego zaakceptowane i są wynikiem wielomiesięcznej pracy całego rządu".