Prezydent Płocka Andrzej Nowakowski zdecydował po południu o ewakuacji z zagrożonych powodzią terenów osiedla Borowiczki – ul. Gmury. Poziom Wisły w tym mieście przekracza stany alarmowe. Kilkadziesiąt domów zostało zalanych. "Tempo, w jakim wody przybywa, jest piorunujące" – przyznawali mieszkańcy w rozmowie z reporterami RMF FM.
W Płocku pogarsza się sytuacja powodziowa. Od poniedziałku obowiązują alarmy przeciwpowodziowe. Napływające bryły lodu utworzyły zator w miejscowości Popłacin poniżej miasta. W efekcie zablokowany jest swobodny przepływ wody i poziom rzeki stale się podnosi. Według danych płockiego Urzędu Miasta, poziom Wisły we wtorek po południu wynosił na poszczególnych wodowskazach: Borowiczki - 430 cm przy stanie alarmowym 345 cm, Grabówka - 435 cm przy stanie alarmowym 340 cm, brama przeciwpowodziowa w porcie Radziwie, w lewobrzeżnej części miasta - 366 cm przy stanie alarmowym 237 cm, a na nabrzeżu PKN Orlen - 771 cm przy stanie alarmowym 700 cm.
Woda wdarła się na jezdnię i na teren niektórych posesji w dzielnicy Borowiczki. To straszne, tak jakby ktoś z kubka wylewał wodę. Tak ona idzie po tym śniegu. Tempo, w jakim wody przybywa, jest piorunujące - stwierdziła w rozmowie z reporterem RMF FM Pawłem Balinowskim mieszkanka Płocka.
Prezydent miasta Andrzej Nowakowski zdecydował o ewakuacji zagrożonych powodzią terenów osiedla Borowiczki - ul. Gmury. Mieszka tam 115 osób, a także zwierzęta. Około godziny 21 większość mieszkańców została już przewieziona do Bursy Płockiej.
Byli jednak również tacy, którzy postanowili bronić swojego dobytku. Zabezpieczamy dom sąsiadki na tyle, na ile możemy. My już jesteśmy pod wodą tak naprawdę (...). Musimy walczyć, żeby nie zatopiło tego, co nam zostało. Wczoraj dostaliśmy siedem worków. Musimy je targać z daleka do domu, a większość ludzi, którzy tu mieszkają to albo osoby 70+, albo dzieciaki (...). Niektórzy nawet nie dostali worków, to jak oni mieli zabezpieczyć domy? Ludzie po prostu wszystko porzucili i wyjechali. Płacząc, zbierając wszystko co mogli. Mam nagrania jak ludzie płakali, wsiadali do samochodów i się zastanawiali co się dzieje? Zostaliśmy pozostawieni sami sobie - mówiła RMF FM jedna z mieszkanek ul. Gmury, która zdecydowała się pozostać na miejscu.
Za linią zabudowań przy ul. Gmury, przy samej rzece pracują strażacy - układają worki z piaskiem i próbują powstrzymać wzbierającą wodę. Jak przyznają, to będzie trudna noc. Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie poinformowała, że na terenie powiatu płockiego w działania zaangażowanych jest 130 strażaków PSP oraz druhów ochotniczych straży pożarnych i 50 jednostek sprzętu.