Po sobotniej katastrofie budowlanej w Katowicach wciąż powraca temat bezpieczeństwa w obiektach publicznych w Polsce. Oprócz kwestii odśnieżania dachów mówi się także o tym, jak przeprowadzić sprawną ewakuację. Jak się okazuje, w wielu budynkach byłoby to wręcz niewykonalne.
Jeszcze rok temu we wrocławskim Urzędzie Miejskim większość pracowników ze spokojem stwierdzała, że w razie pożaru lub innego zagrożenia z pewnością udałoby im się odnaleźć drogę ucieczki. Nie przeszkadzał fakt, że klatka schodowa, którą jako drogę ewakuacji wskazywało większość a nich, była na stałe zamknięta, a klucz do drzwi miał portier.
Przez ten czas zmieniło się tylko jedno – klucz wisi teraz w przeszklonej szafce, tuż obok drzwi. To jedyne, co zrobiono, by zapobiec ewentualnej tragedii. Ministerialne zarządzenie, by raz na dwa lata w budynkach użyteczności publicznej przeprowadzać ćwiczenia z ewakuacji, jest przestrzegane w przedszkolach, szkołach, na uczelniach. Gorzej jest z urzędami – tam najczęściej nieplanowane manewry przeprowadzane są przy okazji fałszywych alarmów bombowych.
W Trójmieście z kolei reporter RMF nie mógł skorzystać z drzwi ewakuacyjnych, ponieważ nie pozwolili mu na to ochroniarze. Drogę ewakuacji blokował łańcuch. Okazało się, że to tylko zabezpieczenie przed złodziejami, i wystarczy mocniej pchnąć, by pękł. Jednak w sytuacji ewentualnego zagrożenia łańcuch na drzwiach może zmylić uciekające z budynku osoby i utrudnić ewakuację.
Bezpieczeństwo jest teraz także tematem lekcji w wielu szkołach. Tragedia w Katowicach zmotywowała nauczycieli, do przypomnienia uczniom, jak zachowywać się w sytuacjach zagrożenia życia. Mowa jest także o jak najszybszej ewakuacji. W jednej z łódzkich podstawówek był Marcin Lorenc: