Ciężki sprzęt nie wjedzie na razie na miejsce katastrofy budowlanej w Katowicach. Najpierw muszą skończyć pracę zespoły ekspertów szukających na zgliszczach przyczyn tragedii. Pod gruzami hali – wg prokuratury – zginęło 62 osoby.
Dźwigi i spychacze wjadą na teren Międzynarodowych Targów w Katowicach prawdopodobnie jutro. Dlaczego nie wcześniej? Powodów jest kilka; ten najważniejszy to zbieranie dowodów.
Prokuratorzy, biegli i członkowie specjalnej komisji muszą zabezpieczyć wszystko, co może przydać się w śledztwie – począwszy od analizy zwałów śniegu po oględziny drzwi. Wczoraj – jak mówi nasz reporter Marcin Buczek – sam widział, że drzwi ewakuacyjne były zamknięte, a szyby w oknach obok wybite. A to może wskazywać, że ludzie mieli problem z wydostaniem się z budynku.
Konieczne jest także opracowanie specjalnego projektu, wg którego miejsce tragedii będzie porządkowane – ciągle jest tam zbyt niebezpiecznie i dlatego prace muszą odbywać się etapami. Właściciele hali muszą także znaleźć odpowiednią firmę, która takie prace będzie w stanie wykonać.
Jest jeszcze jeden powód – choć specjalnie szkolone psy nikogo do tej pory nie znalazły, to ciągle są one tam wprowadzane, aby mieć absolutną pewność, że nikogo nie ma pod gruzami - martwego czy żywego. Wczoraj zwierzęta znalazły jedynie ślady zakrzepłej krwi.
Wczoraj prokuratura przekazała, że pod gruzami hali targowej w Katowicach zginęły 62 osoby. Rodziny ofiar zidentyfikowały dotąd 35 ciał. Nadal poszukuje się 5 osób, które mogły być w budynku w chwili katastrofy.