Ponad dwa miesiące po tragicznych w skutkach, sierpniowych nawałnicach i miesiąc po wyznaczonym przez szefa MSWiA terminie nadal nie oszacowano do końca strat, jakie wyrządził żywioł. Nie wysłano też wniosku do Europejskiego Funduszu Solidarności o przyznanie dodatkowych pieniędzy. Wszystko przez... bałagan w papierach.

W nawałnicach, które 11 i 12 sierpnia 2017 roku uderzyły w województwa kujawsko-pomorskie, pomorskie i wielkopolskie zginęło 6 osób, a 62 zostały ranne. Uszkodzonych zostało prawie 5 tysięcy budynków.

Jesteśmy gotowi wystąpić do Europejskiego Funduszu Solidarności po oszacowaniu strat, ten czas określiliśmy na koniec sierpnia. Wystąpimy również o takie wsparcie - przekonywał kilka dni po nawałnicach szef MSWiA Mariusz Błaszczak. Oszacowanie strat jest tu kluczowe, bo żeby w ogóle móc poprosić fundusz o pieniądze, wartość tych strat musi przekraczać 1,5 proc. PKB poszkodowanego regionu, czyli w tym wypadku - trzech województw. Wniosek złożyć trzeba maksymalnie 12 tygodni po wystąpieniu kataklizmu.

Mimo obietnic ministra, do tej pory straty po nawałnicach nie zostały do końca policzone. Aktualnie trwają ostatnie szacunki strat. Obecnie czekamy na dane z Lasów Państwowych - poinformowali RMF FM urzędnicy z MSWiA. Wygląda na to, że resort ma spory bałagan w dokumentach, bo z oficjalnego pisma zaadresowanego do Mariusza Błaszczaka wynika, że Lasy Państwowe nie tylko te straty wyliczyły, ale też przesłały dane do resortu - i to już miesiąc temu. W trzech regionach to w sumie 1,1 mld złotych.

>>> ZOBACZ PISMO WYSŁANE DO SZEFA MSWIA

Według resortu spraw wewnętrznych są już inne, również potrzebne dane - czyli wyliczenia z urzędów wojewódzkich dotyczące np. zniszczonych budynków. To nie do końca prawda, bo z naszych informacji wynika, że w urzędach liczenie nadal trwa.

W Rytlu dalej dramatycznie

W Rytlu, który stał się symbolem zniszczeń dokonanych przez żywioł, wciąż widać rezultaty nawałnic. Zamiast lasu jest pustynia usiana wiatrołomami. Nie trzeba długo szukać,  żeby znaleźć dom czekający na remont. Gdzieniegdzie są jeszcze prowizoryczne dachy, których stałem elementem jest powiewająca na wietrze folia.

Górę wyremontowaliśmy, dach coś nie coś, bo nie ma funduszy, ale znowu cieknie. Trzeba będzie do zimy pół dachu zrobić - mówi mieszkanka, która miała dostać w ramach pomocy 4 tysiące złotych zasiłku na remont oraz płyty gipsowe.

W samym Rytlu wypłacono ok. 260 zasiłków do 6 tysięcy złotych. Wszystkie, o które wnioskowano. Gorzej z zasiłkami do 20 tysięcy, do 200 tys. zł na remont domu lub 100 tys. zł na budynek gospodarczy.

Cały czas nie ma decyzji z miejskiego i gminnego ośrodka pomocy społecznej. To, że któraś z pań powie danej pani: "Tak, pani się kwalifikuje", to są tylko słowa. Ale dokumentu, który by to potwierdzał ,na dzień dzisiejszy nie ma - mówił Łukasz Osowski, sołtys Rytla.

Brakuje kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu takich decyzji. Z danych Urzędu Wojewódzkiego wynika, że na całym Pomorzu do wypłacenia jest 12 zasiłków do 20 tys. zł i 44 do 200 tys. złotych.

Udana interwencja reportera RMF FM

Dopiero po pytaniach naszego reportera burmistrz Czerska - gminy, w której leży wieś Rytel - zgodziła się dofinansować ogrzewane kontenery mieszkalne dla dwóch rodzin, których domy grożą zawaleniem. Wcześniej takie kontenery trafiły do 3 innych pomorskich gmin.

Pierwotnie gmina odmówiła, uznając, że nie ma takiej potrzeby. Rodzinom, które do zimy nie zdążą wyremontować domów, zaproponowała lokale zastępcze. Pytana przez naszego dziennikarza pani Monika dostała lokal w oddalonym o 8 kilometrów od Rytla w Zapędowie.

Powiedziałam, że nie, bo to jest za daleko. Ja nie mam ani samochodu, ani prawa jazdy, mam 3-letnią córkę, nie jestem w stanie nawet dojechać do lekarza - mówiła pani Monika. Nie chciała także zostawiać bez opieki domu, w którym wali się ściana i poważnie uszkodzony jest dach, a kontener można ustawić przed budynkiem.

Burmistrz Czerska Jolanta Fierek tłumaczyła mi, że kontener to zbyt drogie rozwiązanie. Ja mam specyficzne podejście do pieniądza publicznego. Nawet złotówka ma dla mnie pewną wartość - powiedziała.

Jak ustalił nasz dziennikarz, koszty kontenerów wahają się od 1100 do 1800 zł miesięcznie. 80 proc. kosztów i tak pokrywa Urząd Wojewódzki. Dla gminy byłby to więc wydatek kilkuset złotych. Skoro rodziny upierają się, sprowadzamy dwa kontenery - mówiła Fierek.  

Główni zainteresowani kontenerami jednak o tym nie wiedzieli, sołtys Rytla dowiedział się tego od reportera RMF FM Kuby Kaługi. Urząd Wojewódzki oficjalnie też nie miał takiej informacji.

(az)