Do kraju wróciły już pierwsze osoby, które przeżyły wypadek polskiego autokaru na francuskiej autostradzie. O tragedii mówią niechętnie. "Tego nie da się opowiedzieć" - tłumaczą reporterce RMF FM Agnieszce Wyderce.
Do Łodzi dotarło już dwoje młodych ludzi - Paulina i Rafał - którzy mieli sporo szczęścia w nieszczęściu. Ona ma złamany nos, on - niegroźne obrażenia kręgosłupa.
Wolałabym zostać (na wycieczce - RMF FM), to jasne, ale ze względu na to, że mam złamany nos, wróciłam - mówi Paulina. Rafał dodaje, że mówienie o tym, co czuł chwilę po wypadku, nie jest łatwe. Ja tam nic nie czułem. Nie myślałem wtedy w ogóle. Nie wiedziałem, co się dzieje, tylko chodziłem w tę i z powrotem, jak mogłem - wyjaśnia.
Do wypadku doszło we wtorek, kilka minut po godz. 8. Z niewyjaśnionych przyczyn piętrowy autokar opolskiego biura podróży "Sindbad" przewrócił się na bok na autostradzie A36 prowadzącej w kierunku Niemiec.
Na miejsce wypadku bardzo szybko przybyło 50 karetek pogotowia i wozów strażackich, później 5 helikopterów, w tym dwa z pobliskiej Szwajcarii. 150 strażaków i 60 żandarmów natychmiast zaczęło wyciągać Polaków z autokaru. Ci, którzy nie zostali ranni lub odnieśli tylko lekkie obrażenia, zostali skierowani na pobocze autostrady. Służby rozdały Polakom koce, a rannych przykrywały folią.
Ciężko ranni zostali przetransportowani do szpitali w Miluzie, Strassburgu, Colmar i Bazylei. Wszystkie osoby, które nie musiały zostać hospitalizowane, zostały zakwaterowane w pobliskiej szkole i hali sportowej. Lokalne władze zapewniły im odpowiednią opiekę.
Liniowym autokarem jechało 65 pasażerów i 3 członków załogi. Podróżujący pochodzą z całej Polski. Jechali na wycieczkę objazdową - na trasie podróży znajdowały się Miluza, Cannes, Tulon, Lyon, Nicea, Bollene i Chalon-sur-Sac. Część turystów zdecydowała się po wypadku na kontynuowanie podróży.
Justyna Satora