Mało prawdopodobne wydają się przedwyborcze debaty PO kontra PiS. Propozycja padła w sobotę, spotkała się z chłodnym przyjęciem i od tej chwili trwa… cisza. Wydaje się jednak, że podstawowy cel deklaracji Donalda Tuska - odwrócenie uwagi od weekendowych konwencji SLD i PiS - został w dużej mierze osiągnięty.
Co więcej, rezerwa PiS - które ogłosiło, że ministrowie Tuska mogą spotkać się z politykami tej partii, ale tylko po to, by zdać raport ze swej czteroletniej pracy - pozwala Platformie wytykać rywalom, że nie mają poważnych kandydatów do objęcia kluczowych resortów w przyszłym rządzie.
Gdyby do debat doszło, korzyść dla Platformy i rządu byłaby jeszcze jedna. Skupienie uwagi na debatach między ludźmi Tuska i Jarosława Kaczyńskiego pomogłoby PO w spolaryzowaniu wyborczego starcia wedle schematu: albo PiS, albo PO. Pytanie jednak, na ile Platforma będzie forsowała i przypominała o swoim pomyśle.