Pracownicy ambasady Rosji w Warszawie zostali wydaleni z kraju. Rzecznik instytucji, Władimir Aleksandrow, oficjalnie poinformował, że urzędnicy są już poza granicami Polski, ale nie ujawnił jakie funkcje pełnili.
Decyzję o wydaleniu dyplomatów ogłosił 26 marca minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz. Rosjanie do 3 kwietnia mieli czas na opuszczenie Polski. Czaputowicz w marcu poinformował, że część z tych osób jest związana z działalnością nielegalną prowadzoną na terenie Polski.
Wówczas dziennikarze RMF FM informowali, że wydaleni pracownicy rosyjskiej ambasady w Warszawie działali pod dyplomatycznym przykryciem, a w rzeczywistości mieli zajmować się działalnością wywiadowczą. Nieoficjalnie Krzysztof Zasada dowiedział się, że byli oficerami prowadzącymi zatrzymanego przez ABW urzędnika ministerstwa energii. Odbierali od niego informacje dotyczące kluczowych dla Polski projektów energetycznych. Chodziło między innymi o polskie plany działań, które miały uniemożliwić, bądź utrudnić budowę szkodzącego naszym interesom rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2.
O wydaleniu rosyjskich dyplomatów zdecydowano po próbie otrucia w Wielkiej Brytanii byłego pułkownika wywiadu wojskowego GRU, Siergieja Skripala oraz jego córki. W toku śledztwa odkryto, że zostali zatruci bronią chemiczną typu nowiczok.
Nasza decyzja to wyraz solidarności Polski z Wielką Brytanią. Wyrażamy satysfakcję, że nasza odpowiedź jest częścią szerszej reakcji społeczności międzynarodowej - mówił po ogłoszeniu decyzji o wydaleniach szef MSZ.
Podobne kroki podjęło ponad 20 państw. Ze Stanów Zjednoczonych musiało wyjechać 60 urzędników,a z Wielkiej Brytanii 23. Rosja odpowiedziała symetrycznymi decyzjami nakazując opuścić kraj dyplomatom, w tym także polskim.
(nm)