Na rok i cztery miesiące więzienia skazał Sąd Rejonowy w Tarnobrzegu byłego prezydenta tego miasta, a obecnie radnego, Grzegorza Kiełba. Sąd uznał go winnym przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości 20 tysięcy złotych. Wyrok nie jest prawomocny.
Prokuratura oskarżyła Grzegorza Kiełba (zgodził się na podawanie jego danych osobowych i publikację wizerunku) o przyjęcie 20 tysięcy złotych łapówki w związku z procedowaniem zmian planu zagospodarowania przestrzennego w mieście.
Poza wyrokiem roku i czterech miesięcy więzienia sąd orzekł także wobec Kiełba sześcioletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w jednostkach administracji rządowej i samorządu terytorialnego i nakazał mu zapłacenie 15 tysięcy złotych grzywny oraz ponad 3 tysięcy złotych kosztów sądowych.
Na poczet kary pozbawienia wolności sąd zaliczył oskarżonemu prawie 5 miesięcy aresztu.
Uzasadnienie wyroku, podobnie jak mowy końcowe stron, przedstawione zostało za zamkniętymi drzwiami: powodem były materiały dowodowe z klauzulą tajności "poufne", jakie pojawiły się w procesie.
Po opuszczeniu sali rozpraw Grzegorz Kiełb powtórzył w rozmowie z dziennikarzami, że jest niewinny. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku na piśmie zamierza się od orzeczenia odwołać. Podkreślił również, że nadal chce odtajnienia wykorzystanych w procesie materiałów objętych klauzulą tajności - w czasie procesu sąd zwracał się o odtajnienie tych dokumentów do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale CBA nie wyraziło na to zgody.
Prokuratura zarzuciła Kiełbowi, że pełniąc funkcję prezydenta Tarnobrzega przyjął od tarnobrzeskiego przedsiębiorcy korzyść majątkową w kwocie 20 tysięcy złotych. Chodziło - jak podawało wówczas CBA - o korzystne rozstrzygnięcie co do planu zagospodarowania przestrzennego i zgody na budowę obiektów usługowo-handlowych w Tarnobrzegu.
Do wręczenia łapówki miał dojść 21 lutego 2018 roku.
Tego dnia Kiełb został zatrzymany w swoim gabinecie przez funkcjonariuszy CBA - chwilę po tym, jak miał przyjąć łapówkę.
Samorządowiec nie przyznawał się do winy. Utrzymywał, że pieniądze przyjął, ale nie była to łapówka, a pomoc na przyszłą kampanię wyborczą, którą miał zadeklarować sam wręczający pieniądze. Kiełb podkreślał, że w dniu, kiedy otrzymał pieniądze, nie miał już wpływu na procedowanie planu zagospodarowania przestrzennego w mieście.