Po półtora tysiąca złotych grzywny i zakaz stadionowy na dwa lata. To kara dla kibiców Wisły Kraków, którzy wbiegli na boisko w Bełchatowie. Wyrok w ich sprawie w trybie ekspresowym wydał sąd w tym mieście. Trzeci z zatrzymanych - sympatyk Legii Warszawa - będzie odpowiadał przed sądem w normalnym trybie ze względu na stan zdrowia.
Paweł O., Łukasz. W. i Piotr O. na pierwszy rzut oka wyglądają niepozornie. Szczupli i dobrze ubrani w niczym nie przypominają typowych szalikowców. Kiedy siedzieli skuci przed salą rozpraw byli pewni siebie. Nie uważali, żeby zrobili coś złego. Dopytywali czy są już sławni i czy mogą rozdawać autografy.
Przed sędzią mówili, że nie słyszeli informacji spikera, że nie można wbiegać na murawę i tylko chcieli zdobyć koszulkę zawodnika. 18-letni kibic Wisły, dla którego to był pierwszy mecz wyjazdowy, mówił, że jest mu wstyd i bardzo przykro. Najdotkliwszą karą dla niego okazał się zakaz stadionowy.
Komendant Wojewódzki Policji w Łodzi powołał specjalny zespół, który ma ustalić uczestników chuligańskich ekscesów na stadionie w Bełchatowie, które podczas meczu Legii z Wisłą doprowadziły do przerwania spotkania. Policjanci będą analizować zapis z kamer monitoringu. Wystąpili też o nagranie do telewizji transmitującej mecz.
Funkcjonariusze chcą też zbadać prawidłowość zabezpieczenia meczu przez służby porządkowe. Na zabezpieczenie spotkania narzeka w rozmowie z reporterem RMF FM Zbigniew Koźmiński, rzecznik PZPN. Posłuchaj:
Do tej pory zatrzymano tylko trzech kibiców - dwóch Wisły i jeden Legii. Policja przyznała jednak, że nie brali oni udziału w burdach.
Te zatrzymania były rzeczywiście nie lada wyczynem. Już po meczu tradycyjnie piłkarze Wisły Kraków podeszli do trybuny, na której stali ich kibice. Zaczęli rzucać w tłum koszulki. W tym momencie przez ogrodzenie przeskoczył młody chłopak, który chciał ją zdobyć. Zamiast koszulki otrzymał cios od ochrony. Piłkarze próbowali go bronić. Nie udało się. Chłopak został dosłownie wyrwany przez ochroniarzy. Analogicznie sytuacja wyglądała z kibicem Legii.
Trzecia zatrzymana osoba już nie okazała się tak łatwym przeciwnikiem. Nieco starszy kibic Wisły w pogoni za swoimi piłkarzami dał radę uciec ochroniarzom. Został jednak wyciągnięty zza pleców Marcina Baszczyńskiego i sprowadzony z murawy. Szkoda, że żadnej reakcji ochrony nie było w momencie, gdy race kibiców Legii spadały na sektor Wisły.
Policja nie wyklucza jednak kolejnych zatrzymań. Teraz jesteśmy w trakcie przeglądania monitoringu, żeby ustalić personalia chuliganów - powiedział reporterce RMF FM rzecznik bełchatowskiej policji Sławomir Szymański. Dodał, że nie było zniszczonych samochodów poza dwoma policyjnymi radiowozami, które stadionowi bandyci obrzuci kamieniami, gdy wyjeżdżali z Bełchatowa.
Kto rządzi w polskim futbolu? Po wtorkowym finale Pucharu Polski nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości – to pseudokibicie. Sympatycy Legii najpierw wrzucili do sektora wiślaków płonące race. Potem był skok przez płot i bijatyka na płycie boiska. Starcie kibiców miało miejsce w narożniku, w którym sponsor rozgrywek ustawił samochód, nagrodę dla najlepszego gracza finału. Przebiegło po nim ze sto osób - opowiada „Gazecie Wyborczej” przedstawiciel sponsora.
Legia zapłaci karę - wyrokował bezpośrednio po meczu prezes PZPN Michał Listkiewicz.
Warszawski klub nie bierze jednak odpowiedzialności za kibiców, których na mecz wpuścił Polski Związek Piłki Nożnej. Pan Zbigniew Koźmiński, rzecznik prasowy PZPN, był zszokowany tym, że my nie organizujemy wyjazdów. Odpowiadam. Panie rzeczniku, wie pan już dlaczego nie organizujemy tych wyjazdów. Pan to zorganizował. Pan wziął odpowiedzialność - powiedział Krzysztof Miklas, prezes Legii Warszawa.
Również szef firmy ochroniarskiej uważa, że to błędy PZPN-u przyczyniły się do ekscesów. PZPN wybrał bardzo źle zabezpieczony i nieprzygotowany do rozgrywania meczów podwyższonego ryzyka stadion. Płot w Bełchatowie jest np. trzy razy niższy niż ten w Warszawie. Na posesjach używa się lepszych ogrodzeń. To była żadna przeszkoda, wystarczy kopnąć - mówi Krzysztof Grochocki z firmy ochroniarskiej.
Jego zdaniem jeszcze większym skandalem był fakt, że bilety kibicom Legii sprzedał – wbrew sugestiom klubu – bezpośrednio PZPN. Nie było żadnych list kibiców i w ten sposób – poza żadną kontrolą – bilety trafiły do stadionowych bandytów. Widziałem przynajmniej sześciu, którzy mieli stadionowe zakazy - mówi Grochocki.
Warto zaznaczyć, że to nie był przypadkowy mecz, ale finał Pucharu Polski. Wzięły w nim udział dwie najlepsze drużyny ligi, w których wyjściowych składach znalazło się aż 10 reprezentantów kraju, w tym 4 powołanych do kadry na Euro 2008.
W rozmowie z reporterem RMF FM Zbigniew Ćwiąkalski nie krył irytacji zamieszaniem wokół sprzedaży chuliganom biletów na mecz Wisły Kraków z Legią Warszawa. Gdy Legia nie przyjęła wejściówek od związku, PZPN wziął na siebie odpowiedzialność za ich dystrybucję. Efekt? Rozróby na stadionie.
Ćwiąkalski zaznaczył, że burdy po raz kolejny udowodniły, że szwankuje identyfikacja kibiców. Niektórzy byli zakapturzeni, zamaskowani - stwierdził. Minister chce zmienić przepisy - wprowadzić zakaz ukrywania twarzy na stadionach, a także obowiązkowe filmowanie lub fotografowanie kibiców na bramkach wejściowych. Za granicą jest tak, że każdy wchodzący jest identyfikowany poprzez zdjęcie, które mu się robi. Później łatwo go zidentyfikować choćby poprzez strój czy twarz - zaznaczył.
Zbigniew Ćwiąkalski bezradnie rozłożył ręce, gdy reporter RMF FM zapytał go o podarowanie przez PZPN biletów pseudokibicom, których wyeliminować ze stadionów chce Legia Warszawa. Państwo nie może ingerować w działanie związku - podkreślił. Posłuchaj relacji Mariusza Piekarskiego:
Warto zaznaczyć, że minister mówił o rozwiązaniach, które teoretycznie już funkcjonują. Każdy kibic, który wszedł na stadion w Bełchatowie, miał zrobione zdjęcie twarzy wraz z dowodem osobistym. Policja zatrzymała jednak tylko te osoby, których nie było na murawie w trakcie burd. Gdzie zatem są bandyci, którzy przerwali mecz i ruszyli z sektora Legii w stronę kibiców Wisły? Rozpłynęli się? Od wielu lat kolejni ministrowie sprawiedliwości, komendanci główni policji, posłowie, senatorzy i działacze chcą walczyć z bandytami. Na zapowiedziach się jednak kończy.
To, co wydarzyło się w trakcie finału Pucharu Polski, to skandal i po raz kolejny nieudolna weryfikacja ludzi, którzy wchodzą na stadiony.
Policjanci, którzy walczą z kibicami, boją się użyć środków przymusu. Powodem jest obawa, że zostanie wszczęte wobec nich postępowanie o przekroczeniu uprawnień. Nikt nie chce się narażać.
Stop wariatom i bandytom stadionowym. (…) Policja zatrzymała raptem trzy osoby, a przecież gołym okiem było widać, kto robi zadymę. Z powtórek telewizyjnych można wyłowić bandytów. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest postawienie ultimatum przez władze państwa, tak jak to miało miejsce w przypadku Anglii.
To zajście dowodzi, w jakim stanie jest całe państwo, afera wielka, a odpowie tylko 3 przypadkowych ludzi, którzy nic nie zrobili, a byli łatwym celem dla supermenów z ochrony. Metoda jest jedna, wzorem federacji angielskiej, należy bezwzględnie KARAĆ ciężką pracą bandytów, a nieudaczników z PZPN odsunąć od stołków.
Ten mecz powinien zostać przerwany - to fragmenty listów przysłanych na adres fakty@rmf.fm. Czekamy na wasze opinie w tej sprawie.