"W Łucku zawinili funkcjonariusze z osobistej ochrony prezydenta" - uważa wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Marcin Jabłoński. Odniósł się w ten sposób do incydentu w czasie wizyty na Ukrainie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Młody Ukrainiec rozbił na jego ramieniu jajko. W rozmowie z naszym reporterem Krzysztofem Zasadą wiceminister dał jednak do zrozumienia, że mimo nieprawidłowości w ochronie głowy państwa, funkcjonariusze BOR nie poniosą konsekwencji.

Jabłoński przyznał, że nie można bagatelizować tego incydentu i że istnieją odpowiednie procedury, by takim sytuacjom zapobiec. Szefostwo BOR ma jednak jedynie przeanalizować tę sytuację i zrobić wszystko, by się nie powtórzyła. Wiceminister dodał, że to specyficzna sytuacja. Atmosfera wizyty w Łucku była bowiem przyjazna, a sam prezydent zapewnił, że nie czuł się zagrożony.

Z całą pewnością szef Biura Ochrony Rządu zwróci swoim funkcjonariuszom uwagę na pewne niedoskonałości w ich zachowaniu, do których bezsprzecznie doszło - podsumował wiceszef MSW. Wszystko wskazuje na to, że będą to jedyne konsekwencje dla osobistej ochrony prezydenta.

21-latek nie powinien móc zbliżyć się do prezydenta

Do incydentu doszło w niedzielę, gdy prezydent Komorowski rozmawiał z wiernymi po mszy w intencji ofiar zbrodni wołyńskiej w katedrze pod wezwaniem Apostołów Piotra i Pawła w Łucku. W pewnym momencie podszedł do niego młody Ukrainiec, który rozbił jajko na jego marynatce. Szybko został obezwładniony i odpowie za chuligaństwo.

W Biurze Ochrony Rządu wszczęto postępowanie mające wyjaśnić, jak doszło do tego incydentu i czy nie popełniono błędów w przygotowaniu wizyty głowy państwa. Oficerowie BOR w nieoficjalnych rozmowach z naszym reporterem wskazywali, że ich zdaniem 21-latek w ogóle nie powinien zbliżyć się do prezydenta i go dotknąć. Funkcjonariusze już wcześniej powinni także zwrócić uwagę na jego plecak z napisem "swoboda", czyli wolność.

(MRod)