Kilkunastu polskim miastom, uzależnionym od jednego, dotkniętego kryzysem pracodawcy, grozi drastyczne załamanie lokalnego rynku pracy - alarmuje "Rzeczpospolita". Z poważnymi konsekwencjami kryzysu gospodarczego muszą sobie poradzić m.in. Kraśnik i Stalowa Wola.

Nie ma szans na znalezienie pracy dla wszystkich zwalnianych ludzi - stwierdził Andrzej Tybulczuk z Powiatowego Urzędu Pracy w Kraśniku. W tym niewielkim mieście z 2,5-tysięcznej załogi Fabryki Łożysk zwolniono blisko jedną dziesiątą zatrudnionych. W rezultacie bezrobocie w powiecie podskoczyło do prawie 16 proc.

W podobnie złej sytuacji jest Stalowa Wola. Około 1000 jej mieszkańców w tym roku straci pracę z powodu plajty jednej ze spółek tamtejszej huty. Zagrożonych może być jednak więcej, bo zatrudniająca w sumie 8 tysięcy osób huta ma podobne kłopoty jak cała branża.

Z początkiem lata wielkie zwolnienia mogą dotknąć także mieszkańców Dębicy. Tamtejsza fabryka opon na razie wstrzymuje się z redukcją zatrudnienia. Chce dotrzymać podpisanego jesienią ubiegłego roku porozumienia ze związkami zawodowymi. W zamian za zamrożenie płac firma zgodziła się utrzymać do lipca liczbę etatów. Ale właściciel fabryki - koncern Goodyear - właśnie zapowiedział pięcioprocentową redukcję zatrudnienia.

Jak podkreśla gazeta, takich miast, gdzie dominuje jedna firma zagrożona kryzysem, jest znacznie więcej.