Albo dopłaty do kredytów hipotecznych, albo aktywne przeciwdziałanie bezrobociu. Nie ma pieniędzy na jedno i drugie. Premier zapowiedział, że to właśnie z Funduszu Pracy będzie wypłacana pomoc dla tych, którzy nie są w stanie spłacić kredytów hipotecznych. Ma to kosztować 400 milionów złotych.
Do kredytów hipotecznych Fundusz Pracy mógłby dopłacić zaledwie trzy i pół miliona złotych, bo tyle jest wolnych środków. Są wprawdzie jeszcze pieniądze na nieprzewidziane wydatki, dokładnie 400 milionów złotych, ale resort pracy nie chce ruszać rezerwy; mówi, że nie obędzie się bez cięć wydatków.
Według nieoficjalnych informacji, na pierwszy ogień pójdą najprawdopodobniej pieniądze przeznaczone na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu, czyli szkolenia, pożyczki dla tych, którzy chcą otworzyć firmę, czy dopłaty do niektórych stanowisk. Łatwiej zabrać stąd niż z funduszów przeznaczonych np. na zasiłki dla bezrobotnych.
Tyle że rezygnacja ze szkoleń i innych programów może powodować dalszy wzrost bezrobocia. Budżet funduszu, 6 miliardów 300 milionów złotych, nie jest jednak z gumy. Rząd będzie więc musiał zdecydować: czy dba o to, by ludzie mieli pracę, czy o kredyty tych, którzy pracy aktualnie nie mają.