Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa chce zmiany w ustawie o bezpieczeństwie morskim. Chodzi o zapisy związane z rekreacyjnym wypożyczaniem sprzętu morskiego. Mają one zapobiec prowadzonym niepotrzebnie akcjom ratunkowym.
Nad przygotowaniem zmiany pracuje już wewnętrzny zespół w Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa. Oprócz dyrektora SAR w jego skład wchodzi jego zastępca ds. operacyjnych i pracownicy pionu ratowniczego. Chodzi o to, by zobowiązać wypożyczających sprzęt - choćby skutery wodne czy żaglówki - do pytania swoich klientów o dane osobowe, a także tworzenia listy załogi, która z tego sprzętu korzysta.
Będzie to się też tyczyło bosmanów marin, aby oprócz zajmowania się dbałością o jakość mariny i sprzętu, który jest na jej wyposażeniu, baczniej zwracali uwagę na to, komu się ten sprzęt wypożycza, czy ci wypożyczający stosują ogólne środki ochrony, asekuracji i czy ten sport na wodzie będzie uprawiany bezpiecznie - mówi Sebastian Kluska, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
Powód proponowanych zmian to np. sytuacje jak ta z długiego weekendu majowego. Po znalezieniu na wysokości Górek Zachodnich w Gdańsku przewróconej łódki prowadzono akcje ratunkową. Bezcelową, bo ludzie, którzy jachtem płynęli, sami dostali się na brzeg, ale nikogo o tym nie powiadomili. Teoretycznie nie mieli takiego obowiązku.
To było zgodne z przepisami, tylko niestety wbrew zdrowemu rozsądkowi. Okazuje się, że nikt z załogi wypożyczającej jacht w marinie nie odnotował takiego faktu, nie spisał danych personalnych, nie zanotował ani godziny wyjścia jachtu, ani godziny powrotu - mówi RMF FM Kluska. Każda taka akcja - choć nie są to sytuacje masowe, to jednak regularnie się zdarzają - to koszty, choćby paliwa, którego w takim przypadku liczone są w setkach litrów na godzinę.
Co istotne, SAR i tak musiałby wyjść w morze, aby odholować jacht, bo mógłby on stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa innych jednostek. Inny jednak byłby charakter akcji, gdyby od początku wiadomo było, że nie jest zagrożone ludzkie życie.
Jeżeli jest informacja o zagrożeniu życia, to inna jest determinacja ratowników, adrenalina, dochodzi stres związany z tym. To po prostu nadwyrężanie zdrowia i cierpliwości tych ratowników, którzy za chwilę mogą być potrzebni w innym miejscu. Gdy wiemy, że to zwykłe holowanie, to można podejść do tego ze spokojem, możemy zaplanować. W sytuacji, gdy płyniemy po ludzkie życie, to nie ma ograniczeń - manetka jest z reguły na pełny gaz - wyjaśnia Kluska.
Na razie trudno powiedzieć kiedy zmiany będą przygotowane. Przepisy będą musiały przejść też pełną ścieżkę legislacyjną i konsultacje społeczne. To na pewno nie wydarzy się przed najbliższymi wakacjami, tym bardziej SAR apeluje o rozsądek podczas wypoczynku nad morzem.