Zarzut zabójstwa w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie usłyszał 27-latek, który w środę w centrum Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku zaatakował siekierą 10-letnią dziewczynkę. Dziecko zmarło w szpitalu. Mężczyzna przyznał się do zarzutu. Trafi na trzy miesiące do aresztu.
Jak poinformowała prokuratura, mężczyzna przyznał się do zabicia dziewczynki. Na pytanie adwokata, czy żałuje tego, stwierdził: Tak, żałuję.
Mężczyzna powiedział śledczym, że zaatakował dziewczynkę, bo był zdenerwowany. Chciał się zemścić na urzędnikach, którzy wcześniej nie przyznali mu zasiłku dla bezrobotnych. Udał się do Urzędu Pracy, wszedł do pierwszego lepszego biura, polecił pani, żeby zamknęła drzwi, bo "ma sprawę". Chciał ją zabić. Była tam taka głośna wymiana słów. Z góry zeszły inne osoby, opuścił Urząd Pracy i udawał się w kierunku rynku. Widział, że z naprzeciwka idzie kobieta z dzieckiem, która go minęła. Absolutnie nie miał zamiaru, aby robić krzywdę komukolwiek, ale w pewnym momencie zrobił to, ale nie potrafił powiedzieć dlaczego - relacjonuje Helena Bonda z prokuratury w Kamiennej Górze.
Samuel N., po tym jak opuścił urząd, swoją agresję postanowił wyładować na przypadkowej osobie. Samuel N. nie znał ani dziewczynki, ani jej rodziców. W czasie przesłuchania zeznał, że nie leczył się psychiatrycznie a wczoraj nie był pod wpływem żadnych środków odurzających.
We wtorek mężczyzna ma zostać zbadany przez biegłych psychiatrów. W sobotę ma się odbyć pogrzeb 10-letniej Kamili. Ulicami Kamiennej Góry przejdzie też marsz milczenia.
Mieszkańcy 20-tysięcznej Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku są w szoku. Do tej pory byli przekonani, że kamiennogórski rynek to bezpieczne miejsce.
Do tej pory myślałam, że strach jest wypuszczać dziecko samo z domu, a teraz wynika, że nawet z rodzicami nie jest bezpieczne - mówiła reporterowi RMF FM jedna z mieszkanek Kamiennej Góry.
Atak 27-latka nastąpił przed księgarnią w samym centrum miasta. Dziewczynka wchodziła do lokalu razem ze swoimi rodzicami. Napastnik podbiegł do niej i uderzył w głowę siekierą.
Chwilę później został zatrzymany przez świadków. Potem na miejscu zjawili się też policjanci.
Doszły mnie słuchy od znajomych, że ten mężczyzna już wcześniej biegał po ulicy z siekierą. Dlaczego nikt tego wcześniej nie zgłosił na policję - nie wiem - mówiła mieszkanka Kamiennej Góry.
(j., mpw)