Do 57 osób wzrosła liczba osób podejrzanych w śledztwie dotyczącym nielegalnego hazardu, które prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Śledztwo w tej sprawie przedłużono do końca roku.
Chodzi o organizowanie gier na automatach - wbrew przepisom i bez stosownych zezwoleń - ale także ukrywanie dochodów z tej działalności oraz pranie brudnych pieniędzy. Cały proceder opierał się na tym, że automaty rejestrowane jako maszyny dające tzw. niskie wygrane, można było nielegalnie przeprogramować, by dawały także wyższe wygrane.
Jak poinformował rzecznik prasowy białostockiej prokuratury apelacyjnej Janusz Kordulski, wśród podejrzanych jest m.in. jedenastu biegłych rzeczoznawców. Według prokuratury mieli oni niezgodnie z prawdą poświadczać, że automatów do gier losowych nie można przeprogramować, by dawały wysokie wygrane (powyżej 15 euro); w rzeczywistości było to możliwe. W listopadzie ub. r. zarzut przekroczenia uprawnień przy rejestracji automatów postawiono urzędniczce z kierownictwa jednego z departamentów Ministerstwa Finansów.
Śledztwo w tej sprawie trwa ponad dwa lata. W kwietniu 2009 r. funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zabezpieczyli w całym kraju ponad trzysta automatów, tzw. jednorękich bandytów, co do których były podejrzenia, że możliwe były na nich wysokie wygrane. Automaty dające wysokie wygrane mogą być używane jedynie w kasynach i salonach gier, a były podejrzenia, że właśnie takie urządzenia stawiano np. w pubach czy na stacjach benzynowych jako automaty umożliwiające tzw. niskie wygrane.
Policja i prokuratura oceniają, że straty Skarbu Państwa z tego tytułu mogły sięgać nawet kilku miliardów złotych, ze względu na różnicę w opodatkowaniu automatów o niskich i o wysokich wygranych.